Dzień skanaŭ za haroj, a nad sonnaj ziamloj
Wypłyŭ miesiac purpurna-krywawy;
Nad razłohami niŭ chutka-šybka jon płyŭ,
Prytrymaŭsia nad sonnaj dubrowaj.
Sredź adwiečnych duboŭ aświaciŭ roj kryżoŭ,
U wysokaj trawie prytaiùsia;
Plamaj jasnaju poŭz pa kurhanach, jak smoŭż,
To malunkam na niebie łażyŭsia.
Ciš usiudy — spakoj… Nad zwanicaj staroj
Zwon zykliwy raptouna razdaŭsia
Razam z im — pad dubom — nad starym kurhanom
Tresnuŭ kamień i z hukam raspaŭsia.
I ad dziwaŭ takich wiecier zmioršy zacich,
Miesiac chmurkaju ŭ niebie zakryŭsia;
S-pad raskopaŭ ziamli cieni šparka išli, —
To adzin z ich k kryżu prysłaniŭsia.
U mazolach ruka — wierny znak mużyka,
Świeciać dziŭnym ahniom jaho wočy;
Iz hrudziej huknuŭ klič: «Braćcia! ŭsie, chto tut spić!
«Braćcia, ustańma ŭsie hetaj nočy!
«Siarod niŭ dy paloŭ charawodaŭ-kruhoŭ
«My narobim, uspomnim byłoje;
«Pieśniu tak zawiadziom, jak tady, jak ahniom
«Ŭ nas kipieło żyćcio maładoje.
|