— 104 —
Jon ich lejcami i puhaj, a tyje ani z miejsca! Wylez Prachor z rozwalnioŭ i padyjšoŭ darohaj pahladzieć, ci — barani Bože, nia woŭča ruja zastupiła jamu darohu. Tolki jon heto adyjšoŭsia z dwoje honiaů, ažno bačyć: wyježdžaje z lesu niejki małady čeławiek na biełym kani. I čeławiek i koń u załatoj zbroi, až mihciać u wačach. Prachor hetak spužaŭsia, što nia moh kranucca z miejsca, a nieznajomy rycar padjechaŭ da jaho i kaže:
— Nia bojsia mianie, Prachor, ja Hramawik, pryjaciel i apiakun ludziej i worah ichnich warahoŭ. Baba, što ŭ ciabie žywie nia prostaja. Heta Baba Juha, jana pa načach u zialeznaj stupie jeździć i choład na ziamlu nahaniaje a pamiałom s chmar śniahi stresaje. Ty pawinien pamahčy mnie zabić jaje, bo inačej saŭsim leta na świecie nia budzie i narod uwieś wymre z hoładu i choładu. Ale pakul jana u ludzkoj chaci, abo ŭ stupie swajej razježdžaje, ja nie mahu zabić jaje. Ty pawinien prymusić jaje wyjści dniom biełym na biazloduju wadu.
Prachor abiecaŭsia ŭsio zrabić, kab pamahčy zwiaści jaje sa świetu. Zawiarnuŭ swaje koni i, pryjechaŭšy damoŭ, kaže babie:
— „Chuda, babka, nidzie ŭžo nijakich charčou nima. Usiu akolicu pieratros i nie kupiů ničoha. Sprobuju ja sazwać ludziej i zakinuć toń u woziery, mo choć ryby dabudziem“.
Nasklikaŭ Prachor ludziej sa swajej i susiednich wiosak i ceły dzień rubali prorubki, pakul nie asieŭ lod. Zakinuli niewad pad lod i Prachor pajšoŭ da baby.
— Babka, — kaže, — my zakinuli niewad, ale nia zdužajem wyciahnuć jaho, widać, ryby nabrało sia poŭna, ci nie pamožeš nam?
— A ci nia mokra tam? — pytajecca baba.
— E, dzie tam, sucha! Malcy krychu kala pałonak napluchali, a tak sucha…
Baba tudy-siudy pakruciłasia pa chacie, ablizałasia i kaže:
— A ci nie chmarna na dware?
— Nie, dzie-ž tam, sama bačyš: sonce świecić.
Tolki baba dajšła da siaredziny woziera, jak na niebie pakazałasia maleńkaja chmarka. Kali pačali ciahnuć niewad i ad jaho paliłasia wada pa lodzie, baba, hlanušy ŭ wierch na chmarku kryknuła niema i, kinuůšy niewad, kinułasia ŭciekać da bierahu.