Lebiadzinaja pieśnia.
Chmarnaje wosiennaje niebo płakało ildzistymi ślezami, kali Hryhora Ležnia wypraŭlali s chaty ŭ świet daloki, u maskali. Wiecier hudzieŭ u hołych halinach krywoj biarozki, što pachinuŭšysia, stajała kala warot. Hamanili snsiedzi. Ješče raz na parozie matka abniała jaho i zrasiła świetłyje, jak lon, wałasy swajmi ślezami; ješče raz Hryhor, stanuŭšy na kaleni, pacaławaŭ rodnuju ziamielku i, wycirajučy, rukawom biełaj świtki ślozy, wyjšoŭ na hanak.
— „Praščajcie, susiedzi! praščaj maci!“ — mowiŭ jon zdušenym hołasam, trymajučy ŭ rukach šapku.
Kala warot, u kutočku, jak kalinka, stajała Hanula. Pryjšła papraščacca z Hryhoram, a ślozy tak i kociacca z błakitnych wočak. Hryhor padyjšoŭ da jaje i, ŭziaŭšy ŭ abojmy, krepka pacaławaŭ u samyje wusny.
— „Praščaj, Hanula, čekaj mianie!..“
— „Wiertajsia synok, nie zabudź nas u čužoj staroncy! — pryčytała praz ślozy staraja maci.
Sieŭ na sani. Sani lohka pamknulisia haścincam u staranu ciomnaho boru. Matka z Hanulaj doŭha stajali na darozie i hladzieli ŭ świet za saniami; abiedźwie ptuškaj hatotowy byli lacieć z im, abiedźwiech adno hore łučyło…
..............................
Hryhora pasłali adbywać słužbu ŭ Picier. Spierša ciažka jamu tam było. Serce rwałosia damoŭ, da swaich, ale pawinnaść trymała. I-tki pamaleńku prywyk. Najhorš to z mowaj bywało: nie patrapiŭ hawaryć pa ichniamu — spierša, dyk śmiejalisia, — ale nałamaŭsia. Muštry skora paniaŭ, artykuły strelbaj lepš za ŭsich wykidaŭ. A kali, bywało, pačnuć pieśni piejać, to nichto tak zyčna, tak jomka, ad dušy ŭsiej nie piejaŭ, jak Hryhor. Na druhi hod našyŭki dali jamu