Старонка:Маладая Беларусь (1912—1913). Сшытак 2.pdf/125

Гэта старонка не была вычытаная

PRYWID.


Ihnat leżaŭ na piečy i dumaŭ ab swajej pahanaj doli. U chacie było ciomna, żonka i dzieci spali. Dumaŭ Ihnat ab ludzkich dastatkach i ŭsiej dušoj pażedaŭ ich sabie. Aż tut raptam razstupilisia ścieny i światło zaliło chatu. Ihnat pačaŭ uhledacca, asioż z daloku, na biełaj chmarcy pływie da jaho niejkaja pania. Ihnatu ŭsio heta duża dziŭnym zdałosia i jon zaniamieŭ. A tymčasam zdańnie prypłyło da samaho čerena i stanuło. Ciapier Ihnat zblizka akuratna razhledziŭ, što heto hreckaja bahinia, jakuju nidaŭna bačyŭ narysawanuju u niejkaj knizie, tolki čysta zabyŭsia, jak zwuć jaje. Na haławie bahinia mieła załaty wianočak, adnej rukoj prydzierżywała bahatuju swaju opratku, zusim niepadobnuju da našaj, a u druhoj mieła hramadny roh, poŭny hrošy, darahich kamieńniaŭ i ŭsielakaho bahaćcia. Ihnatu zrabiłosia strašna, ale maŭčaŭ i żdaŭ, što dalej budzie.

Bahinia łaskawa uśmichnułasia da Ihnata i pawitała jaho hetkimi sławami.

— Witaj, Ihnat, na ziamli pradziedoŭ twaich! Ty dumaŭ aba mnie i ja woś prychodżu, kab nadzialić ciabie ŭsielakim bahaćciem. Chaču zrabić heto praz pamiać na twaich pradziedoŭ, katorych niekaliś-to ja znała. Daŭno było heta… Baču,