Старонка:Batrak 1913.pdf/7

Гэта старонка была вычытаная

Wočki jasny, jakby nieba;
Kolki ŭ ich było żyćcia!
Bačyć by samomu treba.
Što było to za dzicia.
Čornaj dużkaj lahli broŭki,
Ščočki świeży, jak rasa.
Pohlad — ranica ŭ Piatroŭki,
Lubata adna — kasa.
Zhrabna, miła, jak kwiet ŭ poli
Na miaży średź kałaskoŭ.
Nie skazaŭby ty nikoli.
Što dačka to mużykoŭ.
Padrastała, charašeła.
Swaty stali učaščać.
Matka j sluchać nie chacieła:
«Oho, skwapny jany brać!
«Dy hdzie im da Banedysi!
«Daść Boh, budziem žyć biaz ich:
«Ludzi ŭ świecie nie zwialisia —
«Lepšy znajdziecca żanich».
Tak staroju hawaryła
Hordaść maciery nie raz.
«I — i —, dačuška! hulaj, miła:
«Prydzie twoj, hałubka, čas!»
Banedysia i nie dbała,
Jość żanich joj, ci nima:
Tolki inšy raz, bywała,
Na jaje najdzie duma.
Na twar jej zaduma laże,
Cień pa wočkach prabiażyć.
Nawat maciery nie skaże,
Ab čym serce hamanić.
— «Što ty?» matka zapytaje:
«Niešta chmurycca wiesna?» —