Старонка:Bazylišk (1918).pdf/21

Гэта старонка не была вычытаная

Narodny homan robicca bliżejšy, halaśniejšy. Raptam dźwiery adčyniajucca i na scenu ůbiehajeć hramada narodu s krykami:

I. Kniaź! Dawaj dačku!…
II. Dawaj kniazieŭnu!…
III. Woś jana!… biarem!… i h.p.

Kniaź (hrozna). — Stojcie! Skažycie mnie spakojna, čaho wam treba?

1-šy z narodu. — Kniaź! Užo času šmat, jak za miestowym muram u lochu Bazylišk žywie. Sam dobra wiedaješ, skolki s taho biady nieščaścia. Sam wiedaješ, kolki ludziej marna zhinuła… I rady nijakaj nima, bo hada hetaha nichto zabić nia može!

Ale woš ludzi mudryje skazali: jak addamo kniazieŭnu Bazylišku, jon zdawolicca i pojdzie ad nas, skul pryjšoŭ, — za trydcać hor, za trydcać rek.

Kniazieŭna. — Achn! (sa stracham tulicca da kniazia).

1-šy z narodu. — Nichto ŭžo nia choče iści na niaroŭny boj. I sprawiadliwa. Nima što hinuci darma, smierciu swajej nichto z nas sprawy nie paprawić. Čekali my: može adnače znojdziecca śmieły, što ščaścia sprabawać jašče zachoče. N ma. Dyk dawaj, kniaže, kniazieŭnu.

Inšyje z narodu. — Dawaj kniazieŭnu!..

Kniaź. — Čekajcie! Jašče rana. Jašče adzin čeławiek pojdzie za miesto hlanuć u Bazyliškawy wočy.