Старонка:Carkwa, Pomsta, Wiaźnica (1928).pdf/75

Гэта старонка не была вычытаная

— 73 —

čaŭsia da chaty. Usieńka składna, jak nia tre’ lepš. Źwiartajučysia da palicejskich:

— Ciapier pojdziem da Michałkawych! Jon nam sam pakaža, što j jak było. Niama nijakich sumliwaŭ, što jon pryčynaju!

Ludzi pačuli apošnija słowy j nie kranulisia jany jašče jści, kali pa miastečku chawajučysia pazawuhiellami pierakazwajuć, što Felka Michałkaŭ abakraŭ światyniu. Nikomu nia jmiecca wiera ŭ hetkuju mahčymaść. Michałkaŭ unuk złodziej… dy jašče jaki?!

— Niemahčyma! — kažuć stałyja haspadary, waročajučysia z harańnia. Heta chłuśnia ichnich worahaŭ! Jon nabažniejšy jašče za šmat kaho z nas. Što tam piryndziać! Kali treba było-b, dyk usie my paświedčyli-b? — pytajecca Janka Rodźkaŭ tych, što paili koniaj kala studni.

— Biazumoŭna, što ŭsie, jak adzin, pakažam praŭdu! Što jon inšaje wiery, dyk kamu jakaja sprawa! My jaho zmałku wiedajem.

Heta było niačutaje, kab tak kaho baranili ŭ miastečku. Adnača tre’ pamiatawać, što heta byŭ unuk Michalkaŭ, nat’ byccam sam Michałka, a jaho, chacia niekalki miesiacaŭ na tom świecie, niama tych dwuch haspadaroŭ, što sustrenuŭšysia, pabiadaweŭšy krychu ab sabie, dy nie spamianuli-b.

— Niama užo hetkich ludziej, ale, niama, — praŭdu kažacie kumie. Woś bywała čaławiek!..

A Felka, pakul ab jom wiali hetkija roznajakija hutarki, paśla nočki biaz snu, kali prysieŭ na ŭsłončyku ŭ kamory, dyk zadramaŭ i na’t nia čuŭ, što pad wakno pryšła hramada ludziej z palicejskimi j pračychnuŭsia, kali niechta turzianuŭ jaho za plačo. Bačyć jon, až chata paŭniusieńkaja, a nad im staić staršejšy.

— Byŭ ty ŭ kaściele? — pytajecca.

— Ale, byŭ! — adkazwaje biazspołachnym hołasam.

— Dyk ty tamaka ŭkraŭ?