Старонка:Czaławiek na wyższynie swajej hodnaści (1915).pdf/34

Гэта старонка была вычытаная

tolki trawoj, karenczykami i wadoj, katoruju czerpaŭ kubkam. Ale ŭbaczyŭ adnaho padarożnaho, jak toj lohszy pry bierahu reczki napiŭsia wady biez kubka. Dyk kinaŭ jon swoj kubak ab kamień i s tej pary piŭ wadu prosta z reczki. Ureści ad haraczyni słonca azsochłasia jaho boczka, dyj razsypałasia. Azirnuŭsia Diogenes daŭkoła siabie, dy aż zdziwawaŭsia, jak-że heta jon da hetaj pary nie dadumaŭsia, szto i biaz boczki żyć można? Ad hetaj pary kaczaŭsia jon sabie pa piasoszku pad hołym niebam.

I dajszła ab im sława aż da wialikaho wajaki Aleksandra Macedonskaho, katory ŭ toj czas zawajewaŭ byŭ wialikuju czaść świetu.

Woś pryjechaŭ heny wajaka pahladzieć na Diogenesa, dy pahawaryć z im. Filozaf byŭ hetak mizerny, zahareŭszy, wysachszy, szto Aleksander aż zlitawaŭsia nad im, dy pytaje: „Ci nie choczysz jakoj miłaści?“ A Diogenes spakojna atkazaŭ: „A nichaj pan zojdzie krychu na bok, bo hetak zakrywaisz mianie ad słonca, katoraje mianie piacze“.

Śmieszna, ale i herojska wyhladaje heny pahanin. Ale czym-że jon jość, pryraŭniaŭszy da kabiety Machabejskaj. ab katoraj pisze Biblija, szto z miłaści da Boha spakojna hladzieła na śmierć swaich siami synoŭ, muczanych za praŭdziwuju wieru i nia tolki nie wykazała ni wodnaho słowa skarhi, ale synom dadawała adwahi i mużstwa.