Старонка:Czaławiek na wyższynie swajej hodnaści (1915).pdf/62

Гэта старонка не была вычытаная

jość, jak pakazwajuć mnohija prykłady. I nima badaj hetak dzikoha źwiaraci, kab nia prywykło i nie palubiło taho, chto jaho dahladaje, pieścić, kormić.

Adna staraja kabiecina raskazwała hetkuju historyju. Żała jana awios pad lesam, zwanym puszczaj, dziela swajej wialiczyni i ŭbaczyła wialikaho miadźwiedzia, katory wyszaŭszy z lesu, na troch łapach, czaćwiortuju prypadniaŭszy, prosta iszoŭ da jaje. Kabieta pierapałochałasia hetak, szto ani ruchnucca z miejsca, ani kryczać nie mahła, dyk siela i ŭ dumkach palecała duszu Bohu. Tymczasam miadźwiedź pryszoŭ aż da jaje i wystawiŭ padniatuju lapu, ŭ katoraj kabieta ŭbaczyła ŭbituju jałowuju halinu. Dahadaŭszysia, czaho chocze miadźwiedź, kabieta siarpom zaczapiła heny rażon i wyrwała z łapy. Zwier zawiarnuŭsia i paszoŭ u les. Uścieszyłasia tady kabieta raz dziela taho, szto miadźwiedź jaje ni razdzior, a druhi raz dziela taho, szto budzie mieć niazwyczajnuju pryhodu raskazwać kumam i susiedkam. Ale jak-że zdziwiłasia (ŭżo nie spałochałasia) kali ŭbaczyła niŭzabawie iznoŭ taho-ż miadźwiedzia, iszoŭszaho iznoŭ tyki da jaje i niosszaho sztości ŭ zubach. Pryszoŭ miadźwiedź, hlanuŭ na kabietu, waczami ŭ katorych widać była padziaka, pałażyŭ prad kabietaj plastar miodu i jaszcze raz ziranŭszy waczami poŭnymi padziacznaści paszoŭ u les i ŭžo bolsz nje pakazaŭsia. O jak że stydna prad henym miadźwiedziom szmat