Pryszoŭ czas, szto puścili Macieja i da chaty. Heta zdaryłosia jak raz prad kaladami. Prad wyjezdam z horadu, dzie służyŭ napisaŭ, jon list da baćki, kab pryjechaŭ spatkać jaho na wahzale. List hety, jak i ŭsie druhija, szto prysyłaŭ z wajenszczyny, byů pisany pa rasiejsku.
Spatkaŭszysia z baćkam Maciej hawaryŭ pa rasiejsku i nawat nia lubiŭ, szto baćka hawaryŭ da jaho, jak i daŭniej pa prostamu, pa biełarusku. Jeduczy da chaty Maciej nia wytrymaŭ i skazaŭ da baćki, szto brydka tak hawaryć, dy treba wuczycca ci pa rasiejsku ci ŭżo choć pa polsku.
— A czamuż tak użo zdajecca tabie hutarka nasza brydkoj? Zapytaŭ baćka Macieja.
— A tamu, szto heta mowa mużyckaja, prostaja i nichto wuczony hetak ni haworyć, ani kniżak takich nia drukujuć — atkazaŭ Maciej.
— Ty hetak każysz?! — zdziwiŭsia baćka. — Ty pisaŭ, szto mnohamu nawuczyŭsia, ŭsio szto wiedajesz, aż ja baczu, szto heta nia zusim praŭda…
— Szto nipraŭda? — pirabiŭ z niciarpieńniem Maciej.
— Dy toje, szto ty ŭsio wiedajesz — atkazaŭ baćka — bo woś baczu, szto ty zusim nia wiedajesz ab tym, szto nasza mowa kaliś używałasia ŭ kniazioŭskich zamkach i bajarskich pałacach, dyk jana nia prostaja i nia mużyckaja, a tolki nasza rodnaja — biełaruskaja.