Старонка:Miatawyja listoczki (1914).pdf/28

Гэта старонка не была вычытаная

I maliŭsia jon szczyra, szczyra, kab daŭ Boh możnaść wiarnucca da rodnych.

Nastała suma, paświanczeńnie hramnic. Janka pry ŭchodzie ŭ kaścioł jaszcze kupiŭ świeczku, dyk paświanciŭ jaje.

Wyszoŭ ksiondz na amboniju.

„A heta szto? Ewaneliju jon praczytaŭ, jak i ŭ nas pa polsku, a nawuku staŭ kazać… pa naszamu, pa Biełarusku!

Usio tak pieknie, tak zrazumieła — nu nikoli jon nia czuŭ takoj dobraj, tak zrazumiełaj nawuki. Pa nabażenstwie nia ŭcierpieŭ Janka, kab ni pajści padziakawać henamu choć niznajomamu, ale tak bliskomu duszoj ksiandzu.

I zajszoŭ da jaho, jak da baćki rodnaho. — Pachwalony Jezus Chrystus! — Na wieki, wiekaŭ, a skulże Boh prynosić atkazaŭ ksiondz? Z Biełarusi, wojczenka, z pad Aszmiany. — Dy i jaż z taho boku, siadajże sa mnoj abiedać, dy raskaży swaju dolu i niadolu. I sieli razam i hutaryli doŭha, doŭha, jak rodnyje braty zdajecca, ab utraczanaj baćkaŭszczynie, ab sibirskich niawyhodach i ab usim czym. Z hetaj pryczyny i prypaźniŭsia Janka tak, szto waroczacca da chaty treba było pad kaniec pa ciemku, a tut kruhom czuwać wycio dzikich zwiaroŭ i strach prajmać paczaŭ Janku.

I uspomniŭ jon ab swajej paświenczanaj hramnicy, a było na dware cicha, dyk zapaliŭ hetu świenczanuju świeczku, i staŭ piejać woś jakuju