— „Nu, idzi ty, woŭk!“
— „Nie, ja nie uwarotliŭ!“
— „Nu, idzi ty, kaban!“
— „Nie, ja nie dasuž!“
Prychodzicca biehčy zajcu. Pajšoŭ zajac, padbieh da lisičynaj chatki, pastukaŭ lapkaj u akno i kaže: „Dabry-dzień! Panie Katowič, prasiŭ baćka i matka, kab wy łaskawy byli k nam na abied pryjśli, chleba-soli zjeli, pabiasiodawali!“
Dy sam, jak možna chutčej, nazad! Prybieh zajac damoŭ. Pastawili jany ŭsio skarej na stoł, a sami pašli dy pachawalisia: miadźwiedź na dub uzlez, woŭk u kusty zašyŭsia, kaban u moch zaryŭsia, a zajac u krapiwu schawaŭsia — i sidziać.
Prychodzić kot i lisica na abied; bačuć — nikoha nima. Sieli jany za stoł i pačali abiedać. Kot ubačyǔ, što kaban chwastom ad much machaje, i padumaŭ, što heta myš, dy jak skakanuŭ! dy łapami za chwost. Wot kaban jak uschopicca! dy jak pabiažyć, čym žyŭ! A miadźwiedź, jak ubačyŭ heta, dy z duba na woŭka! dy drała! A zajac za imi. Biahuć, až pył staŭbom!..
Tahdy lisica kaže katu: „Durny ty, panie Katowič, na što ty ich čapaŭ? My-ž by ješče nie raz choraša u ich paabiedali.“
MAROŹKA.
U adnej mačychi była pačeryca i rodnaja dočka. Rodnaja što ni zrobić, za ŭsio jaje hładziać pa hałoŭcy i chwalać, a pačeryca jak ni starajecca, jak ni patraplajeć — usio nie tak, usio błaha. A treba praŭdu skazać, što dziaŭčynka była — zołata. I zdumała mačycha niarodnuju dačku s chaty zbyć. Jak prystała da dzieda, jak prystała, ratunačku nima! Wiazi jaje, kudy chočeš, kab wočy maje jaje nia bačyli, kab wušy maje ab jej nia čuli, dy nie wiazi