Старонка:Smyk biełaruski (1918).pdf/27

Гэта старонка не была вычытаная

A płakać dyk płakali mnoha,
A časam i płakać nie tak-to daduć.
A pana bajaliś, jak Boha.
A più jon a jeǔ! Dyk a Bože!
Kab na toj chleb zarabiŭ
Dyk za raz hadoŭ try jon može
Swajej pracy u misku ubiǔ.
Jeŭ, dy piǔ, dy kryǔdziǔ narod,
Dy hrošy zdziraŭ, hdzie prymoh.
Musić dumaŭ tut wiečny žywot,
Až inačej padumaŭ sam Boh.
A u chacie-ž krywoj žyů mužyk,
I kaleki byǔ jon, i chwareŭ,
Chata ŭ dziurach, jak łapać dý złyk, —
Sam pa dwa dni ničoha nia jeŭ.
Kaliści byǔ kažuć nadta lichi
I pieršy padliza u pana;
Byli na dušy usiaki hrachi,
I piekło daŭno abiecana.
A žyć było ciažka, biadota,
Ludcy praklinajuć za štości.....
Kamu-ž hetak žyć jość achwota, —
Nikoli nijakaj radości?
Tymčasam u piekle dyk čerci
I chamu i panu praznačyli kut.
Pytajecca čort u ciotańki — śmierci:
„Kali im abodwym budzie kaput?“
U čwartak čysty była kalejka
Skončycca panu i chamu,
Kab biez pazwonu duša zładziejka
Stała u piakielnuju bramu.
Pasłali čorta (trochi chramoha),
Kab dušy abiedźwie jon razam.
Prosta da čorta staršoha
Prywioǔ s čartoŭskim ukazam.
Chramy čort palacieŭ pierš u chatu;
Hladzić, až mužyk za stałom,
Na dziuru ǔ kažusie kładzie łatu,
Potym chatu miacie pamiałom.....
Cort padumaŭ — nia chutka umre!
Pabiahu ja da pana dahlanu.
Prylacieǔ, až śmieć pana biare;
Daktary ścierahuć, lečuć ranu,
Sto pa horle kasoj śmierć čyrknie,
Dyk jany, daktary, kaplaŭ tyc, —