Stareńki popik saŭsim nie razbiraŭsia ŭ palityce, dyj peŭna-ž nikoli ab nijakim Mikole Černyšeŭskim i nia čuŭ: ureści studenty i nie nazywali proźwišča, a tolki imia niaboščyka, dyk na ŭsio achwotna zhodziŭsia.
Na zaŭtra zrańnia kala carkwy kruciłosia tolki niekolki čaławiek moładzi. Pačałasia panichida. Ažno adkul toje brałosia — kali staŭ walić siudy narod cełymi hrupami, šarenhami i na uzdziŭ: uniwersanty, kursistki, piatroŭcy, akademiki i h. d. — adna moładź. U carkwie studencki chor, nikoha nia pytajučy, padmianiŭ carkoŭny chor. Baciuška struchleŭ, ale panichidu, biedny, prawiŭ dalej. Moładź u carkwie nia toŭpilasia i zaprudziła wulicu i čaść puškinskaha bulwaru. Stała zbiracca i rožnaja publika.
Nalacieli žandary, palicija, ale što ž było rabić? Usia moładź, skinuŭšy šapki, spakojna i pawažna stajała, byccam maliłasia. Razhaniać, čy areštoŭwać wielmi ryzykoŭnaja była štuka: jak hnać z panichidy? z carkwy? a tut jašče niechta kryknuŭ na palicyju:
— Szapki daloŭ! daloŭ šapki!
Pryjšłosia i šapki skinuć i — choć mo' zubami skryhatali — ale treba było prastajać cicha da kanca panichidy i tak sama niby to malicca.
Nadzieja, što niešta dy budzie paśla panichidy — tak sama nia zbyłasia: moladź spakojna, u paradku razyjšłasia i pryčapicca da čaho kolačy nielha było.