Старонка:Uspaminy. Jadwihin Š.pdf/41

Гэта старонка не была вычытаная

wali uzbuntawacca, dyj swaju pomač, kab raźbić turmu. Na heta zhodzicca, samo saboj, my nie mahli, bo dobra razumieli, što tolki paljecca lišniaja kroŭ, buduć lišnija afiary.

Była anulhaja pastanowa ciarpliwa čakać dalejšych wypadkaŭ.

A wypadki hetyje pačalisia z pieršaha dnia.

Naš siabruk, jaki dałučyusia pa darozie nočy pjanieńkim, ciapier ačuchaŭsia i staŭ buntawać:

― Nie chaču ― kryčyć jon, siadzieć u turmie, u piekli hetym! Ja na schodzie nia byŭ mianie zabrali z wulicy! Nia mieli prawa!

Mieli, ci nia mieli prawa ab hetym smiešna było i śpiracca: ci-ž u tyje časy dla žandaroŭ było prawa? Dy hety chłopiec sam-ža hwaltam uskočyŭ da nas. Dyk ab čym było hawaryć?

Ale sprawa nia ŭ tym. Nam samim taki siabra byŭ nie na ruku. Kali jon inakšych pohladaŭ, dyk pa što jamu być pamiž nas? Tym bolš što jaho asabista nichto dobra nie znaŭ, nichto nia moh paručycca za jaho, jaki heta čaławiek. Treba było, značycca, pazbycca jaho. Ale jak-ža heta zrabić? Pastanawili dabiwacca ad načalstwa turemnaha, kab jaho-abo wypuścili, abo choć zabrali ad nas i pasadzili asobna.

Pačali my lapać u tyja dźwiery, jakija začyniali našyja kalidory. Pakazaŭsia niejki storaž; praz jaho wyklikali načalnika turmy i sprawa pajšła saŭsim lohka: načalnik adrazu zho-