Arlanio
Апавяданьне
Аўтар: Станіслаў Грынкевіч
1927 год
Іншыя публікацыі гэтага твора: Арлянё (Грынкевіч).

Спампаваць тэкст у фармаце EPUB Спампаваць тэкст у фармаце RTF Спампаваць тэкст у фармаце PDF Прапануем да спампаваньня!




ST. HRYNKIEWIČ.



ARLANIO.



WYDAŃNIE „BIEŁARUSKAJE KRYNICY

WILNIA

1927 h.

ST. HRYNKIEWIČ.


ARLANIO





WILNIA — 1927 h.

Bieł. Druk. im. Fr. Skaryny. Ludwisarskaja wul. 1.

I.

— Stasiuk!!… Sta-siu-u-uk!… Staśka!… ach, kab jaho bura, kab jaho, hetaha dziaciuka!… Dziareš horła, ledź tabie dychnica trywaje, a toj ničoha. Znoŭ niedzie ŭstramiŭ swaje wočy, dy zastrah u niejkich mryjach! Ja-ž tabie pakažu, paždžy-ž! Abačyš badziacca zaŭsiody, ty šałahida niedareki!!…

Hetak kryčyć złosna, dy hukaje z saboju žančyna hadoŭ piacidziesiacioch, dawoli dužaja jašče, z raschrystanaju saročkaju na hrudziach, nosiačy z piečy ŭ kamoru wialikija bochany świežaha, pachučaha, smašnaha chleba.

Žančyna, jakuju klikali Katryna Rykociaŭščycha, była mačachaju Stasiuka. Stary Rykoć pamior hadoŭ užo sa try. Pry im dyk jašče siak-tak kidalisia. Siudy-tudy zarabiŭ, niešta wydumaŭ baćka j dobra, dawali padjeść na siańnia. Adnolka-ž Stasiuku j pry tatulu błaha žyłosia. Wiedama mačycha!… Ci-ž jana kali paškaduje… Ci-ž jana papiastuje dzicianio, jak rodnaja maci?! A Katryna, chaj tolki staroha niama ŭ chacie, chutčej schapiła dziahu, a nie dyk prosta apałonik, i dawaj piaryć dziaciuka. Čamu, za što? Mahčyma sama jana nia wiedała, dziela jakoje pryčyny nia lubiła chłapčuka. Baćka časta narakaŭ na jaje, kažučy što nikoli nie žaniŭsia-b z jeju, kab wiedaŭ, što jana hetkaja błahaja. Dziakujučy tamu, što i sam jon kryšku pałochaŭsia žonki, chacia j nadta lubiŭ adzinaha synka, pakidaŭ jaje rabić, što zachočacca.

A jana, jak tolki ŭbačyła, źnienawidzieła synka swajho mužyka, ničoha jašče ab im nia wiedajučy. Spaznaŭšy krychu bolš, niespahadnaść, nienawiść dzikaja ŭ jaje rasła ŭsio wialikšaja.

— Mianiuški: šałahida, woŭčaje nasieńnie, cielapień, kažanawa skura… — tolki i čuwać było ad jaje praz uwieś dzień.

— I čaho ty hetki ŭradziŭsia na świet, ni ty ludziam ni Bohawi, — kryčyć časta na chłapčuka, jakomu ŭsiaho jašče adzinaccaty hadok.

Woś jakim ros Stasiuk. Ad hetych niehadziaŭ žyćciowych ros na im byccam pancyr, što adharodžwaŭ jaho ad wonkawaha świetu, a začyniaŭ što-raz bolš u sobskaj dušy, dumkach-latucieńniach, što adniekul u im płojmami lotali. A dziŭnyja-ž dumki jahonyja!!!…

Mačycha adtul i kaža na jaho „niedareki“, što chłapiec nia byŭ adnalkowy z druhimi dziaćmi. Woś i ciapier jaho kličuć u chatu, a jon siadzić pad buślanicaju[1] j sočyć zwažna za busłami, jak jany ŭwichajucca kala swajej haspadarki. Busły tolki što byli wiarnuŭšysia z dalokaje, čužaziemnaje staronki. Prylacieli pazaŭčora j woś nie pakidajučy lotajuć biazupynna z drewa da rečki, znoŭ nazad, ci ŭ kusty pa dubčyki alšynnyja. Nie adpačynuć ani časiny, widać pa ich, što zaziochalisia nadta…

Staśka hledziačy na ich dumaje — woś dobra było-b byci busłam…

Nia tre‘ byłob haniać świniej žydoŭskich, nia tre‘ było-b usłuchacca na biaskoncaje wyčwarańnie słowami Katryny… a zaŭsiody ja sabie lotaŭ-by ŭ Winahradzki bor. Woś dobra było-b! Ranicaju ledź zorki haśli-b, kliknuŭ-by ja buślaniat i dawaj na wypieradki daloka, daloka, dzie ludziej zusim nia čuwać. Kolki-ž tam bahaćcia… Drewy roznajakija, ptuški… Čaho tam niama! Pasieli-b tam, a koski soniejka — zirk, zirk na nas…

Bol wialikaja, što pajšła ad wucha, jakoje niečaja ruka turzanuła, spyniła ciok dumak jahonych.

— A woś dzie ty, badziaka, žeŭžyk pahany, prytaiŭsia! Ja kliču, kliču, ledź nia tresnu, a jon loh sabie, lanućka, byccam pan, dy lažyć, — kryčyć hołas mačychi.

Haworyć jana, dy ŭsio pakručwaje wucha Staśkawa.

— Chutčej chadzi da chaty, chutčej, paniasieš bondu da Mazalowa. — Schapiŭšy jaho za ručku, pawałakła praz harody da chaty. Staśka ničoha nie akazwaŭsia. Prywyk da žorstkich adnosinaŭ ludziej, na‘t byccam nia ciamiŭ, što jahonaje wucha krucili, što jaho wałakuć pa zahonach.

Adno tolki jamu było na ździŭ, skul taja bonda ŭ ich i pa što jon paniasie da chwalwarku Mazalowa? Bondy jon daŭno nia bačyŭ na stale, zdajecca ad chaŭturoŭ tatula, žyta-ž u ich nia było zusim, a ab Mazalowie čuŭ, što ad ich heta daloka i što žywuć tam niejkija pany.

Prywałokšy ŭ chatu, Katryna nie zabyłasia wyłupcawać jaho dobra, dy na heny raz z niejkaju asabliwaju achwotaju, kazaŭ-by chto, chacieła na doŭhi čas spahnać swaju złość. A chłapiec choć-by što: maŭčyć, nie akazwajecca.

Kinuła j Katryna pojas z ruk, zawiazała ŭ torbačku dobruju łustu świežaje bondy, dy nia hledziačy na Stasiuka, padała, kažučy:

— Biažy, tolki hladzi chutka, nia dlakajučysia, tymi hraničkami kala chwojak. Nie zahladajsia znoŭ na jakija tam ptuški, a to dam!… U Mazalowie papytaješsia staroha pana. Padasi jamu bondu i skažy, što ad mamy, ad Rykociaŭščychi. Jon užo wiedacimie…

— Chutčej, padła! Čaho znoŭ wysałapiŭ jazyk, wyčwarać niešta chočacca?!…

— Dalboh, mamačka, ja ničoha!… Ja tolki… čaho mnie niaści bondu, — da Mazalowa daloka, mnie bojazna…

I hołas pačaŭ jamu kryšku dryžać. Bo pakul mačycha łupcawała, jon usio dumaŭ, nawošta heta jamu zahadwajuć iści z chaty. I tutaka ŭspamianuŭ na nia raz čutyja pahrozy, što addaduć jaho ŭ pastuchi ŭ čužyja ludzi. I spałochna jamu stała, što woś sapraŭdy pražanuć jaho ad rodnaje, baćkaŭskaje chaty, što nia budzie bačyć ani kwietak pad woknami, jakija sam sadziŭ, ani Murzy, heta byŭ sabačka, jahony zaŭsiodny siabra, — ani taho busła j buślanicy… Dy šmat čaho inšaha łunała jamu ŭ hałoŭcy biednieńkaj, biezpatolnaj, što sam nia wiedajučy, adkul i dziela čaho, pačaŭ płakać i prasicca:

— Mamačka, ja nie pajdu, wy mianie nie addaścio ŭ pastuchi…

— A ty, ščaniuk, skul dačuŭsia ab tym — złosna pačyrwaniela Katryna, bo j sapraŭdy jana hetak nadumała, a ciapier woś kryšku soramna stała ad pytańnia; ciamiła jana dobra, što błahuju, niahožuju dumku nadumała, — tabie chto kazaŭ, mo’ padsłuchaŭ niedzie?

— Ja ničoha, nidzie… Ja tolki… — nie addawajcie mianie ŭ čužyja!..

— Nu, dawoli! Bačyš ty jaho, choča zahadywać mnie! A što za razbojnik wyraście z ciabie kaliś!… Chutčej biažy, bo zsutunieje, a ŭ načy jašče dzie zabłudziš. Biada z taboju tolki, bolš ničoha!

Zhorbiŭsia chłapčuk, byccam prykukiarečyŭsia, hetki byŭ ciapier maleńki, hladzić na žančynu z dakoram hłybokim, nawokał siabie hetak žałośliwa paziraje, što j u Katryny zaščamiła kryšku serca, zawarušyłasia niešta ŭ hrudziach, adnolka-ž ničoha nie skazała. A toj, pastajaŭšy hetak niekalki časinaŭ, uzdychnuŭ praciažna dy, zakidwajučy torbačku na plečy, kranuŭsia praz paroh. Katryna jašče byccam zmahałasia z saboju, byccam škada joj stała dziciaci, jakoje wykidała na plahu žyćciowuju. A wiedała-ž jana sama, što žyćcio, ludzi čužyja nia hladziać pa hałoŭcy, chutčej zahryzuć jak sabaki, kali chto nia maje kalučak, maŭlaŭ wožyk, ci zuboŭ, što toj woŭk, ci chitrykaŭ, jak lis… Spamianuła i ab swaich dzieciach, što paŭmirali malusieńkimi, padumała, što praŭdu kažučy, chleba im dwaim chopić, bo-ž majuć jašče karoŭku, byčka pierazimka — na wosień usio-ž z jaho niešta budzie, a tam i Stasiuk padraście, a tam i dahledacimie jaje ŭ starych hadoch…

Z hetaha ŭsiaho byŭ wywad, kab kliknuć jaho nazad u chatu i naładzić u ich nowy paradak. Dyk wychodzić jana na panadworak, hladzić na darožku pamiž adrynami, ci nia bačna dzie, a potym chutčej skroź pryadrynišča za im, dy hukaje zdalok:

— Stasiuk! Ej, Stasiu-u-k! Chadzi chutčej nazad! Ej-ej-ej!..

Daloka ŭžo ŭ paletkach bačyć jana wykinutaha, jaki nia hledziačy nazad šmirhaje dy šmirhaje na zachad, dzie sonka čyrwaniejučy pačało chawacca za niebaschił.

Ci jon nia čuŭ, ci čuŭ, dy nia wiedaŭ, pa što klikali jaho nazad, — mačycha tak i nie daznałasia, tolki niezadoŭha jon byccam wiaznučy ŭsio bolš i bolš u tuju čyrwonuju asnowiedź, jakuju sonka kinuła na ziamlu, ščez z wačej.

II

Da Mazalowa było wiorstaŭ dwaccać piać, darohi nia błudnaje, bo ŭsiudy haścincam. Stasiuku addalnaść takaja ničoha, byŭ jon natury trywałkaje, dy ciapier jon i nie kłapaciŭsia ni ab čym, woś tak i nia dumaŭ. Škada było jamu niečahaś, dy čaho, čamu — świadoma nie ŭjaŭlaŭ ciapier. Zaśmiahła duša ad bolu, skryhatała tam niešta, a serca byccam tulaniałasia z miesca na miesca, nia mohučy znajści sabie prypynku.

Ptuški moŭkli, žawaranka nia čutna, bo sonka ŭsio nižej dy nižej padała, a čyrwonaja asnowiedź, što jšła ad jaho, robicca fijaletawaju, čornaju, dobry sutunak abchopliwaŭ ziamlu.

Adnačasna pačalisia nowyja prakudy na ziamielcy. Nia było taho bahaćcia hukaŭ, zykaŭ načnych, jak uletku, prynamsia na pahlad naš, prostych śmiarotnikaŭ. U sapraŭdnaści kožnaja para hodu hetulki chawaje ŭ sabie charastwa, pazornaści, što abchapić swaim pačućciom nam nijak niemahčyma.

Woś i ŭ tuju nočku drewy zahamanili toju dziŭnaju, im swomaju hutarkaju. Maładzieńkija listočki pasłuchmiana maŭčać, pačuŭšy, što halinki letašnija ci jašče starejšyja, ci mo’ na’t sam kamiel chočuć kazać. A što-ž halinka z kamlom dy mohuć hawaryć, zdajecca, dumajem my, ludzi?!

Mała my wiedajem ab suświecie, wieda našaja abmiežawana wielmi. Z bolšaha niešta spaznali, a kažam usieńka. Narod šmat kali wiedaje bolš za wučonych. A ŭ narodu nia tolki drewy — kamieńni, ziamla hamonić.

Dyk i strojnyja chwojki schilajucca adna da adnaje, pakazujuć sabie chłapčuka, što hetki maleńki, a ŭžo schiliŭsia. Wočki ŭ jakoha widawočna płakali, bo sumnyja, niamašaka ŭ ich rezwaści, stareckaść byccam u ich. A chwojki strojnyja, wysokija, škada im dziaciuka, dawaj jany jaho ŭwiačawać, pramaŭlać swaim pacham, charastwom, homanam cichieńkim, što ŭ supražnictwie z biaźmiežnym likam hukaŭ lasnych daje tuju harmoniju dziŭnuju, jakuju ciamiać mastaki-pieśniary, a dzieić jana niaświedama na čutkuju dušu našaha čaławieka.

Pačuŭ toj homan-hutarku Stasiuk. Spyniŭsia, pahladaje na nieba wysokaje, na hojdajučajesia drewa j byccam na klič rodnaje maciery adkazwaje cichieńkim hałaskom:

— Čaho pryždu ja?! Jakija nahody sustračacimuć mianie na čužoj staranie? Ach, Božańka-ž Ty moj miły…

A čužaja starana mroicca, prydajecca jamu byccam niejki wialiki pałac, jaki bačyŭ na malunku ŭ knižcy, dy ŭznoŭ byccam les wahromnisty, a ŭ jom sadžałka z maleńkaju chatkaju. A ŭ tym pałacy, ci chatcy, strojnyja ludzi, usie dobryja, łaskawa-hukajučyja, woś zusim tatul, pakul jašče žyŭ. A tatul dobry byŭ. Bywała woźmie synka na ruki, hojdaje wysoka, wysoka… A pieśni jakija pryhožyja jamu piajaŭ! Jašče j ciapier jany jamu ŭ haławie siadziać:

„U niadzielku ranieńka
Ŭzyšło sonca jaśnieńka,
Tatka konika kormić
Duža žalasna płača“…

I sapraŭdy hetkim žałasnym hołasam piajaŭ tatul, što j u Stasiuka ślozki z wočkaŭ — kap… kap, kap… kap, kap…

Abcior tatul twar i piajaŭ ab tym synje, jaki maniŭsia jści na wajnu. A heta tatul złosna ŭžo piajaŭ, bo strašenna nia lubiŭ wajny. Chaj Boh ścieraže!… Dyk bywała nia skončyć henaje, a pačynaje inšuju pieśniu, wiasioleńkuju.

„Kamar łaźniu tapiŭ,
Mucha paryłasia!
Dyli, dyli, hoca-ca-ca!
Oj, dyl-dyl-dyl, hoca-ca!

Z pałka zwaliłasia,
Na śmierć zabiłasia.
Dyli, dyli, hoca-ca-ca!
Oj, dyl-dyl-dyl, hoca-ca!

A piajučy kali nia woźmie padkidywać synka, dy za kožnym dyl-dyl až pad stol! A Staśka až ručkami plaskaje, a schapiŭšysia za belku j uščapieryŭšysia skolki siły trymajecca j dužajucca jany ŭ dwuch, a homan hetaki, što pieršaja žonka, a rodnaja maci Stasiukowa, kryčyć na ich z panadworku, dzie daiła karowu ci zamiešwała świnčaci.

— A nie pakiniecie Wy heta!… Kab tabie, kab tabie — zdureŭ čysta stary! Pabje, jak toj zbanok, kinuŭšy dzicia na ziamlu!

A jany ŭ dwuch rahočuć až stary Rykoć kładawicca. Stasiuk ničoha nia ciamiŭ, dy hledziačy na tatu j jon praciraje wočki ad ślozaŭ, što napłyli ad śmiechu ciapier.

I dobra im było, aj-aj-aj jak dobra! Chłopcyk spamianuŭšy na pieśniu ab kamary, zusim źniačeŭku dla siabie, wysokim hałaskom dawaj wywodzić:

Błacha dobraj była,
Zaprahaje kata
Dyli, dyli i h. d.

Jedzie ŭmih pa papa
Krywapiŭcu kłapa
Dyli, dyli i h. d.

A pop času na maje
Prusaka spawiadaje
Dyli, dyli i h. d.

I hetak až da kančatku pieśni, až tuju muchu

U piasočku chawali
I paminki spraŭlali
Dyli, dyli i h. d.

Wyli ŭsie, hałasili,
Padpili, zakusili
Dyli, dyli i h. d.

Źmiest apošnich słoŭ wyklikaŭ pierad wačyma jamu apošnija časiny baćki, kali toj umirajučy kliknuŭ jaho da siabie dy kazaŭ:

— Budź pasłuchmianym starym ludziam, zwažaj na ichnija spahadnyja rady! Pamiataj byci dobrym haspadarom, kali padraścieš. Heta ničoha, što mała ŭ nas ziamielki, možna być dobrym haspadarom i biez jaje. Tre’ tolki zaŭsiody rupicca, nie lanawacca, a ci budzieš na wioscy ci ŭ mieście, dobry budzie z ciabie haspadar. Dyk hladzi-ž, ja pahladacimu z taho świetu na twajo žyćcio. Pamahacimu, pakul budzieš dobrym, a kali nie — dyk praklon moj łunacimie nad taboju…

A potym byli chaŭtury, paminki spraŭlali j čaławieka byccam nia było. Usie zabylisia daŭno ab starym Rykociu. Adnolka-ž Staśka ničoha nie zabyŭsia. Ciapier jašče nia nadta ciamiŭ tuju mowu ab haspadaru, ale abraz baćki i jahonych hutarak, asabliwa apošniaje, žyŭcom zichacieli j dryhacieli ŭ dumkach.

III.

Zmučanamu chadźboju dy niadaŭnišniaju rastruskaju ŭ chacie wočki samyja saboju spluščwalisia, a mlaŭkaść wialikaja abchopliwała ŭsieńkaje cieła, asabliwa-ž nohi. Chočycca sieści, choć na časinku adnu. Užo j mroi ab budučynie niawiedamaj niedzie ŭciakli, nohi błytajucca, nia jduć jak treba.

Nočka ŭžo dobraja. Chaładkom z paletkaŭ ciahnie, u lesie-ž ništo jašče. Drewy zwažna sačać za maleńkim čaławiečkam, pieśniaŭ-homanu swajho nie pakidajuć, a naprociŭ — jašče strajniejšyja, jašče bolš miłazyčnyja huki čuwać ad ich. A charastwa nieba nia wykazać užo čaławieckaju mowaju, bo i tam niejkaja byccam muzyka, muzyka na’t i nia koleraŭ, nia šmat ich na niebie ŭnačy ci j wiečaram poznym.

Kolki-ž dumajecca, hledziačy na zorki, a jany mihciać, padčas śmiajucca, kali ŭ ciabie wiasielle na dušy, padčas sum nad imi j ad ich, kali ciabie dumki-złydni apynili, što ad ich ani ŭciačy, ani schawacca. Nad nami jany najbolš sumnyja, mała kali paśmiajucca, mahčyma markotnaść našaja spawiwaje ich biadulliwaściu j harotnaściu.

Ciapier jany źwiačawajucca adnyja z druhimi, a hutarka mabyć wialikaja, bo hlanuŭšy, dyk inšyja až trasucca, chadunom chodziać, byccam swarka wialikaja ci što pamiž imi.

Miesiačyk chałodny j to źwiarnuŭsia tudy, pačuŭšy hetkuju źwiahu. Bunt, rewalucyja, ci napad jaki tam u ich, ci jakaja im chwaroba — haworyć sam z saboju. Maładzik wielmi pyšaŭsia swaim susiedztwam z ziamloju j šmatwiakowaściu, bo chacia j zawuć jaho „maładzikom“, a sapraŭdy dyk jon dawoli užo stary. Na niebie šmat hwiezdačak maładziejšych za jaho. Dyk jon heta zaŭsiody byŭ zdalok ad swaich susiedačak, dy bywała ani kraniecca, kali jany amal nie paskručwajucca, hulajučy karahody, ci tak sabie, škieli strojačy z siabie, ci na’t z ludziej. Ale siańnia jon nia strywaŭ.

— Čaho heta jany, ci tam zasudzili, ci pawiesili kaho na ziamli? — pytajecca ŭ Wenery, da jakoje byŭ bliska padyšoŭšy na tuju časinu. Ale Wenera sama hetak utałopiłasia na toj homan, što ničoha nie adkazała, a mo’ nie dačuła.

Treba wiedać, što kožny čaławiek maje sabie apiakuna z pamiž zorak, pakazwajuć na’t, što kali tolki čaławiek jaki aradzicca na ziamli, dyk adnačasna pajaŭlajecca rodnaja jamu zorka na niebaschile. Dakul žywie taja duša na ziamli, datul i jana zichacić. Umiraje čaławiek, padaje i jahonaja spadarožnica wysokaja. A dziela taho, što j zorki majuć krychu abyčajaŭ čaławieckich, dyk i jany spraŭlajuć bywała chaŭtury, paminki, dy jašče jakija! Jano praŭda, biez harełki dy piwa, ci ajca duchoŭnaha, što časta apošniuju saročku ci andarak ździare z biazdolnaha čaławieka, dy zatoje z jakim spačuwańniem, spahadnaściu ŭ niaščaści! Zorki nie hladziać na toje, što jakaja z ich nia wielmi kab była ŭžo nadta strojnaju, jany zwažajuć bolš na toje, što jana im swaja, rodnaja.

Woś maładzik i dumaŭ, što adnoj z ich pryšła para. Zmahło žyćcio niekaha na ziamli sprahło, skrutawała ŭ swoj čarod i zorku. A ŭsie inšyja sabraŭšysia widawočna spaminajuć prapaŭšuju biez pary.

Adnolka-ž niešta inšaje było pryčynaju homanu siańniašniaha. Heta byŭ sapraŭdny wieča-mitynh, dzie čuwać było pramowy roznych wialikich i malusieńkich, pryhoža zichacieŭšych i ledź-ledź mirhajučych zoračak. A chacia ŭ ich niama hetkich swarak, jak u nas na schodach hramady, ci na’t pamiž wiasielnikami adnaje j taje samaje swadźby, bo zorki — „narod“ pamiarkoŭny, — usio-ž taki niechta j tam padniaŭ kałatniu. Widawočna j u ich nie biaz wyradkaŭ, usiudy sabaki wodziacca! U kancy razwažnyja pieramahli j narada pajšła jak treba. Nichto nia spyniaŭ nikoha, chaj i piryndziŭ[2] mo’ tam šmat. Dziakujučy hetamu chutka j zhodna abładzili ŭsieńka. Apošniaju hawaryła maleniečkaja zoračka, spadarožnica Stasiuka, taho samaha, što mačycha z chaty prahnała. Jana była pačała schodku, jana j rabiła prapanowy, jakija pryniali prysutnyja na tym biaskoncym asiedliščy, što nad nami ŭwysi.

Dy jak nie pasłuchać było jaje, kali jana hetak charašeńka, łaskawa, a adnačasna, nia hledziačy na nialectwa swajo z samapašanaju, z rozumam hawaryła! Pierakazała jana padziei ziamielki-baćkaŭščyny Stasiuka, chacia i biaz hetaha ŭsie ich dobra wiedali, dy lubili paŭsłuchacca ab tych biazdolnych, harapašnych ludziach, roŭnych biadzie jakich mała zdajecca budzie na świecie. Pierakazała ab doli rodnaha baćki chlapčuka, jaki hetak lubiŭ swajho synka, pierakazała ab lichoj doli taho małoha, što ciapier daloka ad chaty zmadzieŭ, abniadužaŭ, namalawała abraz dušački jahonaje, prahnaje wietliwaści, piastoty.

I tamu ŭsieńkija adnadumna, adnahałosna pastanawili:

— Zahadać zorcy, što snami waładaje, kab achinuła jana chłapčuka, a ŭ śnie chaj pakaža jamu niešta, što dało-b jamu wieru u budučaje, chacia dalokaje zaŭtra.

I woś nieba ścišała. Zorki supakojna bliščać na’t nia mirhajučy. Chaładok što raz wialikšy. Bywajuć hetkija wiaśnianyja nočki, što kali adydzie sutunak, usieńka ścišaje, ani listočak kraniecca, ani kraska skałychniecca. Les i toj byccam dremle, ci dumaje — sumuje.

Stasiuk zusim zaziochaŭsia. Jamu nia choładna, a horača. I dobra na sercy. Tolki ŭsio chočycca, kab sieści, chaj kryšačku tolki, adnu maleńkuju časinu. Pasiadzieć, a tam nohi adyduć i znoŭ napierad.

A zorka-sannica ŭžo kala jaho. Mała sama z nieba nie spadzie, sačyć za im. Hladzić, a toj užo prysieŭ. Kłumačak pad hałoŭku, skukiarečyŭsia j hetkim staŭ maleńkim, što j nia widać jaho z pamiž kareńniaŭ, jakija adchodzili ad mahutnaha kamla šmatwiekaha duba. Na’t daloka ad haścinca nie adyšoŭ — krokaŭ piać, šeść. Pryloh i ŭžo byccam niažywy. Nia zdolaŭ jašče dobra wočkaŭ zapluščyć, a bačyć prad saboju niejkuju imhłu — imhlu zusim jak nad sadžałkaju za ich chataju. Tolki taja imhła była zaŭsiody chałodnaja, mokraja, a henaja miakkaja, pachučaja, byccam tak i kliča k sabie…

Pasiaredzinie ŭ joj robicca pratalina, a ŭ toj pratalinie — Staśka sobskim wačam nia wieryć — tatul jak žywy! Dy jaki wiasioły, inšy za taho, što ŭ trunie na mahilnik zaniaśli. Hladzić, hladzić, krychu zachmarycca jamu twar, a potym znoŭ byccam wiecier chmarki tyja razahnaŭ wiasioła paziraje. Tolki čamu ničoha nia kaža? Stasiuk prywyk, što tatul usio jamu piajaŭ, a ciapier maŭčyć. Až nie! Bačyš — ruchaje wusnami, piaje widawočna. Tolki ničoha nia čuwać, niwodnaha huku. A jon usio krataje wusnami, pakazujučy niešta rukami ŭwierch, a tam i ščez. Znoŭ imhła.

Užo i płakać chočycca Stasiuku, što tatul ničoha nie kazaŭ, kal’ bačyć jon, što asnowiedź imhły raschilajecca i skroź jaje widawočnaje wialikaje miesta adno, potym jašče, a kala ich wioski, wioski… Usie wialikija, chaty pryhožyja, strojnyja, na pryzbach žančyny ŭ saročkach bliščatych, jak arnaty ksiandza ŭ kaściele; na hałowach u ich niejkija šalinoŭki nie šalinoŭki, bo prydajecca, što ćwiordyja j tak sama bliščatyja. Mužčyny z chłapcami paapranwanyja bahata, boty ci čarawiki adumysłowyja ŭ ich na nahach, a ŭsie wažnyja, stajać kala wialikaha, wialikaha zwana j zwažna słuchajuć staroha dziedka. A jon haworyć im…

Staśka rukoju padniaŭ wucha, kab i jamu pačuć taho dziadulka, widawočna staršejšaha tam ci što, bo z wialikaju pašanaju nadta hladzieli na jaho, kal’ znoŭ imhła byccam žywaja pačała kratacca i schawała za saboju j miesta z wioskami, i žančyn i ludziej kala zwana i taho dziadulka. Staśka zamiesta taho ŭsieńkaha bačyć bliščatyja abrazy, charuhwi, hramady ludziej, pasiaredzinie ich niechta, byccam ksiondz, tolki što z baradoju j wusami. Usie jany pahladajuć, wyciahnuŭšy hałowy niedzie napierad, tudy, dzie sonka ŭstaje, pahladajuć, byccam žduć adtul kaho. A jduć nie pakidajučy piajać pa kaścielnamu, tolki krychu na inšuju notu, ci słowy nia hetkija jak ciapier.

Iduć i ŭsie pahladajuć… Až z uschodu niejki homan lacić. Hramada spyniłasia. Adnyja adnym lezuć na plečy, kab hlanuć dalej. A ciapier i Stasiuk bačyć ich dobra. Iduć adtul hramadoju, a joj i kančatku niamašaka. Usiudy hałowy, hałowy — nie paličyš nikoli. Majuć i jany abrazy z charuhwiami, krychu inšymi za tyja, što pryšli raniej. Pieśni piajuć. Hetych dyk jon i nie spaznaŭ-by, ci pieršyja piajali ci druhija. Nadta-ž užo schodnyja.

Padychodzić taja hramada da pieršaje, hetaja kranułasia, zyšlisia adnyja z adnymi, stali poruč z saboju, całujucca, płačuć… a potym supolna zapiajali. Woś pašło recha pa niwach, lasoch, uwieś świet zdajecca ablacieła, pryšło nazad, padmacawała nowyja huki, što płyli ad złučanaje hramady j hetkaja dužaść łunała ciapier ad ich, hetkaja mahutnaść, što niama wiedama čamu ŭ Stasiuka až skaby padnialisia ad lišku pawietra ŭ lohkich, až ledź jahonyja hrudzi strywali. Niama wiedama čamu — kažu, bo Staśka sam ničoha nia ciamiŭ, a bačyŭ tolki, čuŭ tuju mahutnaść i dobra jamu było.

Chutčej choča sam padchapicca da taje hramady, bo wiedaje, što dobra tamaka ŭsim, dobra budzie j jamu…

Nia było ŭžo kali. Znoŭ asnowiedź imhły kranułasia, zachistałasia, a za jeju niešta nowaje widać. Byccam toje samaje miesta, što bačyŭ užo Stasiuk pradtym, byccam tyja samyja wioski, tyja samyja ludzi. Hladzić, paziraje — dy nie, niešta inšaje, čužoje!… Toje samaje, dy nia toje samaje! Miesta mienš strojnaje pačarnieła, wiežy ŭžo nie zichaciać. Narod na wulicach, wułačkach nia toj samy ŭžo. Usie ŭ čornych chapunach, na twary čornyja, hukajuć nie panašamu.

Kala wiosak nowyja budyniny. Kala ich šmat ludziej uwichajecca, społachna hladziać adny na adnych, pahladajuć na biełuju, wialikuju chatu, skroź wakno jakoje niechta kryčyć. A źwiahu tuju pačuŭšy ludcy jašče bolš rupliwa kratajucca kala raboty swaje. Usie čornyja, apeckanyja, chudyja, chrybiatnicy z pad saročak styrčać, ruki mazalistyja, akrywaŭlenyja, usie ŭwichajucca j małyja j staryja…

A za wioskaju na pryhorku pobač z saboju dźwie światyni stajać. Adna čornaja, zrub jaje pachiliŭsia, na strasie dzirwan paros, wakoncy krywyja, dźwiery hojdajucca, skrypiać. Kruhom čortapałoch z asotam dy blokatam. Druhaja biełaja, strojnaja, pyšajecca swaim charastwom, adnolka-ž niejak waroža hladzić na kruhakołicu, nia zirnie jana wietliwa, spahadna na ludziej, što kapajucca tam u ziamli.

Na haścincach, šlachoch płojmy ludziej, žaŭniery-wajary widawočna, bo dzynkat i hrukat čutny ad ich. Wałakuć za saboju harmaty z mosiažu žoŭtaha, zhaniajuć z paletkaŭ ratajoŭ, kab im pamahali. I hladzić Stasiuk, i pomirsna jamu, struswaje im społach. Bačyć jon zarawa, čuje jenki j ślozy pačynajuć dušyć samoha. Usiudy ahoń, dym, smorad, byccam niešta žywoje haryć i hetak zdajecca biazkonca. Adzin abraz za druhim, adzin za adnym, a ŭsie biezpatolnyja, usie na adzin ład — sum, biazdolle, niehadzi, žyćcia. Zapluščyŭ jon wočki, bo strywać bolš nia moh. Znu dušyć hrudzi jamu, dy dušyć inakš, čymsia toj raz. Tady z radaści, dužaści, mahutnaści wialikaje, a ciapier z źniamohi, harkacieńnia, što zdajecca nadyšło ŭ jaho až pa samyja wusny.

I zakryčaŭ, zahałasiŭ jon.

— Tatu, dzie wy?! Čaho pakinuli mianie adnaho na hetkaje widowišča spałochnaje! Ja nie chaču, ja bajusia!…

Tatul, byccam pačuŭšy, apyniŭsia kala jaho. Staić maŭčkom śpiarša, z zadumlennaściu ŭ wačoch i twary, byccam poŭny zaśmiahšaha bolu ŭsiaredzinnaha, a potym pačaŭ hawaryć. Hołas dryžyć, chistajecca, kazaŭ-by chto, što ŭ hrudzioch jaho tamaka niešta trymaje. A wočy za toje harać, što zdajecca woś-woś ahoń adtul žychanie na ciabie. Pamaładzieŭ mahčyma stary Rykoć, pakinuŭšy ziamlu. Ci mo’ tolki inšy krychu čaławiek jon ciapier?! I zadumiennaść z wačej užo niedzie ščezła…

— Ty hladziš, synočku, pałochaješsia. Ty nia wiedaješ na što hladziš, što čaŭpiecca prad taboju! Ty mały, nia dužy, tabie dziwu niama. Ja byŭ nia nakšy, sam ja hladzieŭ dy nia bačyŭ, čuŭ dy nia ciamiŭ, woś dzie prawina maja biazwinnaha. Usie my nia nakšymi byli. Usim nam było błaha kaliś, błaha j na nowym asieliščy, dzie prychodzim pamioršy. Harawali my ad ranicy dakul zsutunieje, pot nas abliwaŭ, balačkami-skułami cieła parasło, a nie zrabili, nia ździejśnili zahadaŭ pakinutych nam wialikich. Aradžalisia my, žyli j pamirali nia wiedajučy adkul my, chto takija, čaho nam treba. Nichto z nas nia dumaŭ nikoli ab narodzie swaim, ab słaŭnych pradziedach, minuŭščynie pazornaje, mahutnaj. My tolki stahnali, badzialisia — nia žyli. Nia wiedali pa što my žywiem. Dziela taho nie spaznali my doli ščaśliwaje, ščeźli biazsłaŭna…

Nad taboju byŭ prawid wyšejšy, jaki nie schacieŭ pakinuć tabie hetkaje-ž doli błahoje. Ty budzieš čaławiekam nie z nazowu, nia tolki z wonkaŭ, a budzieš im z nutranaha źmiestu. Ty bačyŭ siańnia, ab čym my i nia latucieli, bo nia było taho ŭ našych dumkach kaliś. I ty nia wiedaješ, što bačyli wočy twaje?! Toj samy prawid paklikaŭ mianie, kab ja tabie świet pakazaŭ, źniaŭ ćmiannaść z jaho, zihry raspluščуŭ. Bačуŭ ty siańnia Biełaruś!…

…Biełaruś — adhuknulasia recha.

…Biełaruś — zahamanili halinki.

…Biełaruś — zašapacieła trawa z praleskami dy tymi wialikimi kraskami, što ačuniali ŭžo ad dramoty zimowaje. I ad maci-ziamielki, ad ptušak, što pačynali pračychacca čutny wodhuk: — Biełaruś… Bielaruś… A ŭsie henyja huki skłali hetkuju cudoŭnuju melodyju, adnačasna hajučuju ŭsie niehadzi, złybiady, pachučuju pacham rajskim, piastomuju jak maci maładzieńkaja, što schilajecca nad kałybkaju pieršaha dziciaci.

I Stasiuku dobra było. Świadoma čuŭ, što ciełam jon swaim byccam usmoktwaje niešta nowaje, čaho dobra jašče nia wiedaje, a ad čaho duša bryniaje jamu, byccam toje ziernia, kinutaje ŭ świežuju rallu, jakoje imkniecca ŭžo pakinuć swaje pawałoki wonkawyja, a choča hlanuć na sonka, na świet, bo čuje prahu žyćcia.

Ścišała pakrysie ŭsieńka j znoŭ čutny hołas tatula:

— Ty bačyŭ słaŭnuju paru Biełarusi, jakaja kaliś jana była, jak krasawała pamiž narodami bahaćciem, zdaroŭjem, jak zhodna biaz swarak pradziedy našyja ładzili, zahady starejšych ździejśniwali. Nia było ŭ nas strelbaŭ ni lukaŭ ci puskałak[3] nijakich. Susiedziaŭ my nie čapali, pščołak hadawali, niŭki harali dy siejali. Ničoha ad čužych my nie chacieli. Samyja jany pačali nas adwiedwać; z dalokich staronak bywali. Prywozili z saboju tawary, nam pakidali, brali ad nas, što my mieli.

Boha swajho my mieli, jamu maliliś, darami daryli. Potym inšaha my spaznali, ludzi tak-sama pryšli dalokija, praŭdu nam pakazali. I stali my chryścijanie.

A potym… ech! — byli słaŭnyja padziei. My knižki sobskija chutka mieli, inšych narodaŭ wučyli, im knižki i rozum swoj addawali. Sława hrymieła ab nas. Wiedali imia Biełarusi daloka, daloka, bo dziaržawa naša wialikaj była. A potym na našaj ziamlicy sustrelisia wierawyznańni, što paswaryŭšyś byli, a naš narod złučyŭ ich z saboju. Wo była radaść, wiasielle!!! Pamiataješ tyja dźwie hramady ludziej, što zyšoŭšyś i stanuŭšy pobač z saboju wiesialiliś biazkonca, bo narod užo byŭ adnym, nichto nia śmieŭ adhetul swaryć jaho z saboju, uwodzić jakuju kałatniu.

Ale — słaŭnaja, załataja, jak kažuć, była taja para! Ci budzie kaliś jašče jana ŭ nas?!

Nia wiedaju, za jakija hrachi ci prawiny Boh nam usieńka pierajnakšyŭ. Zawialisia ŭ nas ludzi čužyja, što z nas žyli, dy śmiajalisia z nas. Šmat chto i z nas čužyncam nam staŭ, baćkoŭ, blizkich saromiŭsia, škieli stroiŭ nad imi, ździeku chwali haniaŭ. Światyni chacia j raŭnapraŭnyja prad Boham i ludźmi — nie adnolkawu dolu mieli. Taja, što nam swajackaj była, nia mieła pašany, hłum adusiul jaje apyniŭ.

A naša, našaja dola siarmiažnych harotnikaŭ jakoju była?! Bačyŭ ty sam jenki j stohny ludziej z abkrywaŭlenymi ruki, jany nia spyniajučyś nikoli, korškali ziamlu, ciahnuli bahaćcie adtul, kab addać jaho čužyncu, što zdalok sroha za imi nahladaŭ. Stali my horš za žywinu, nia jeŭšy, abhalełyja da zwańnia praz kolki stalećciaŭ, zabylisia my ab tym, što my ludzi, pakinuli niedzie čaławieckaść swaju.

A nas pradawali, handlawali dušoju j ciełam, bo-ž zhubili my woblik ludziej!…

Krumkačy, hruhany wojnaŭ łunali nad nami, zarawa zichacieła kruhom. Chawaliś pad ziamloju, kab śmierci pryždać nie takoje, kab lehčy supakojna na mahilnikach cichich…

Ech, synku! Soniejka našaje schawałaś ad nas i zdajecca, što nia pryždać było nam užo lepšych časin!…

Prawid byŭ adnača nad nami. Pačali braty našyja kidać dramotu swaju. Hodzi kazali žyci ŭ ździeku takim, hodzi žyć pa bydlačamu; kazali jany nam, što prydzie para nakšaja, kazali, što zahlanie sonca i ŭ naša wakonca! Tolki treba chacieć, treba imknucca, pakinuć madzieńnie, treba daznacca ab sabie, spahnać čaławieckaść swaju, što raściarušyli čužyncy, dy zdradniki rodnyja nam pa krywi!!!

Hetak kazali j ja sam toje čuŭ, dy nia ciamiŭ, što, da čaho. Jašče ja j my ŭsieńkija wačej dobra nie prakałupali, dramali jašče my ŭ swaich chatach krywych. Jany-ž nie pakidali ni rabić, ni kazać, nia hledziačy na źwiahu, škieli, jakija pačali wyčwarać kala ich.

A žyćcio, što toje woziera wialikaje, jakoje ani skałychniecca, jak lustra staić, pakul wiecier, ci z padyspodu płojmy rybkaŭ, chaj nadta maleńkich, jaho nia skranuć. A potym dyk adna chwała za adneju nawypieradki jduć, a ŭsio bolšajuć. Maleńkija pačatna, kwołyja, ledź-ledź mahčyma ich adciemić, nizadoŭha buduć mahutnymi wołatami, asiłkami, što skidajuć usieńka spyńwajučaje na sobskim ichnim šlachu. I woś tyja chwali narodnyja, što skranuŭšysia byli niadaŭna, zdajecca, chodziać ciapier ad miažy da miažy našaje Baćkaŭščyny. I nichto, i ništo ich nia spynić. Samnuć, zhomtajuć usieńka jany prad saboju!“

Tutaka hołas tatula byccam abdužaŭ; krezwym, a zyčnym staŭsia, až imhła ad jaho dryžać pačała, a skałychnuŭšysia stulnaju zasłonkaju abtuliła jaho, a skroź asnowiedź imhlanistuju bačyć Stasiuk niwy bahatyja z kałasujučym žytam, bačyć chatki pamiž paletkami. Na pryhoračku chata pazornaja[4], wialikaja, prastornyja ŭ joj wokny, zdalok zichaciać na joj litary: „Biełaruskaja chatka-čytalnia“. Kala jaje narod zhurtawaŭsia, najbolš moładź. Dziaŭčaty ŭ čarawičkach, andaračkach staraświetnych, paprybiranych mašestam, na hrudziach poŭna kaśnikoŭ z kolerami bieła-čyrwona-biełymi. Pobač z imi chłapcy ŭsie strojnyja, wiasiołyja z čujkami dy chapunikami, nakinutymi na plečy. Tolki što pakinuli hulniu widawočna, bo zasiohanyja, pačyrwanieŭšy. Adzin z ich staić na kamieni kala pryzby j niešta haworyć da ŭsich. Dobra nia čuwać, ab čym jon kaža. Laciać tolki paasobnyja słowy:

— … Braty rodnyja!, bačycie, i my pryždali nakšych časin… Darma nie prapali zmahańni našych baćkoŭ dy staršych bratoŭ. Braty! jašče prad nami staić šmat zaraślaŭ, jakija cierabić treba, jašče šmat niwaŭ rodnych urasło dzirwanam… My abdužajem, ruk nie pakładziem… my wierycimiem u budučynu świetazarnuju, pazornuju, što ždže nas! Nia tolki naščadki, my samyja hladziecimiem na jaje sobskimi wačyma, tolki treba chacieć!…

—     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —     —

A ŭsieńkaja hramada, jak hrom, adkazwaje pa toj pramowie:

— My chočam! Usio pieramožam, nichto nas nia spynić!

Jašče čutnyja byli adtul hałasy, a potym pieśni palacieli …„Ad wieku my spali“… pieśni badziornyja, poŭnyja dužaści, a potym: „Nie pahasnuć zorki ŭ niebie, pokul nieba budzie“…

Jašče huki płyli, jašče pawietra dryžała ad ich, jašče pach łunaŭ ad ich, kali Staśka adčyniŭ wočki j hlanuŭ na świet. Nieba paławieła, paasobnyja zorki trywali na swaich stanowiščach, dy niedaloki byŭ dzień. Imhła hustoju ścianoju, što tyja stahi siena, lažała płašmia nad lesam, na’t haścinca ani zwańnia nia widać, chacia niedaloka jon byŭ ad drewa taho, dzie zasnuŭ Stasiuk.

Ačuniać nia moža nijak ad bačanaha j čutaha. Prydajecca jamu ni to son, ni to sapraŭdnaść, bo-ž woś-woś usio jon bačyŭ i čuŭ toje, ab čym nikoli nijakich dumak nia mieŭ. Padniaŭ hałoŭku, šukaje ŭwysi tatula, bačyć… tolki chwojki nad saboju.

IV.

Barabaščyć haścincam woz. Chucieńka truchciać koniki. Waźnik ich nie padhaniaje, zdalok čujuć stajniu, dyk samyja kratajucca. Adzadu na wozie siadzić niechta, kaho dziela imhły na pieršy pahlad i spaznać niemahčyma. Pryhledziŭšysia lepš bačymo, što heta maładzieńki światar. Jon, kažuć, niadaŭna pryjechaŭ siudy, wiarnuŭšysia z čužaziemnych krajoŭ. A pryjechaŭ dyk zusim nie pierajnakšany, jak heta časta bywała ŭ nas, bo ludcy ani jak nie naciešacca, što woś daŭ Boh im swajho čaławieka ŭ światyni pryždać, što nikoha nia čurajecca. Z kožnym jak z bratam pahaworyć, paraić. Nia ŭsim była ŭspadobu asoba duchoŭnika. Byli ludzi, a padčas i našyja z durniejšych, wyźwiaralisia dy łaili światara, što peŭna jon z mužykoŭ, što nie saromicca hawaryć pabiełarusku.

Dy chto tam na hetkich hladzieŭ-by! Durnyja padły j bolš ničoha! A tak uwieś narod stajaŭ za im haroj. Bo j mała dzie traplajecca hetkich. Woś i siańnia byŭ u chworaha, a jedučy tudy wiedaŭ dobra, što ani chleba, ani krup, nia kažučy ab miasie, tamaka niama, dyk nabraŭ u pałukaški woza ŭsiaho, čaho moh. U samoha zašmat nia było, a zawioz i addaŭ.

Ech! dziŭny jon čaławiek. U niadzielku kazańnie hetkaje razumnaje haworyć, što lepš i ŭ knižcy chiba niemahčyma, a ŭsie ciamiać, byccam hutarka ab tym, jak harać u zahon ci bulbu kapać. A wyšaŭšy z światyni, jak tolki sustrenie dziaciej, dyk z imi hutarki wiadzie. I ab čym, zdajecca, hetki wučony dy z durnymi hawaryŭ-by?! A jon cełymi hadzinami z imi. Pasiaduć dzie na muražku maleńkija, z bieleńkimi hałoŭkami, a jon adzin čorny pamiž imi — zusim toj Apostał!

Abo znoŭ bačycie, čaho jamu było-b chadzić pa paletkach, abo ŭ bory, što kala rečki? A jon dyk nie, nie siadzić, usio chodzić, sustrenie čaławieka — pahaworyć z im, a nie dyk z saboju ab niečym razwažaje.

Pany jaho nia lubili, ci jon ich nie chacieŭ, — niama wiedama ab tym, — adno tolki, što nidzie da dwara nie chadziŭ i z panoŭ da jaho nichto nia jeździŭ. Chutčej, što jon nie chacieŭ, udaŭsia ŭžo taki dziŭny!

Ciapier woś jedučy waźnik jahony kałytajecca zzadu na pierad dy z boku na bok, a jon dumaje ab niečym dy paziraje kali nikali ŭ huščar, što ros abapał haścinca.

Pakul hetak padjechali jany nasuproć drewa, dzie načawaŭ Stasiuk. Koski sonka prahnali imhłu, a nieba ŭžo nia było paławym, a sinie-prazrystym, lohkim, jak dawodzicca časta bačyć wiasnoju. Dyk woś ciapier niazhorš było widać i drewy i halinki z łomu pad nahami. Dziela taho zhledziu światar i chłapčuka, jakoha pakinuli my pad drewam.

— Tpr… rrr… r… ru! — kryknuŭ na kaniej, a sam schapiŭsia z waza, dy da Stasiuka. Dumaŭ jon, ci nia chwory jaki, ci chto tam wiedaje?! Usieńka mahčymaje pa ludziach!

— Što ty tut robiš? Skul ty? Čyj ty? — pytajecca.

A Stasiuk, jašče nie ačuchaŭšysia, nia wiedaŭ, ci nia son heta, mo’ jakaja zdań pytajecca ŭ jaho. Stasiukowaja wioska była druhoje parachwii, a dziela niastačy wobutku z wopratkaju mała kali bywajučy ŭ światyni, niaśmieły byŭ da duchoŭnika. Dziela taho sam nia wiedaje, što adkazwać jamu…

— Ja… ja… da Mazalowa. Mama kazali, kab ja jšoŭ da Mazalowa.

— A što-ž ty tutaka robiš? Skul ty jdzieš?

— Ja… ničoha, zamaryŭsia i spaŭ. A jdu ja z chaty ad mamy, bo tata pamior…

— A čyj ty, jak klikali na twajho tatula?

— Na tatu kazali Rykoć, a na mamu Katryna Rykociaŭščycha.

— Pa što-ž ty jdzieš da Mazalowa?

— Mama kazała bondu zaniaści j skazać staromu panawi, što jon wiedaje, čaho ja pryšoŭ.

Ale, i twar Stasiukowy dawaj krywicca kryšku… Mama mianie prahnała z chaty, kab ja paświŭ u Mazalowie žywinu… a ja chaču da chaty — ślozki dawaj kapać pa ščočkach.

— Idzi siadaj na woz, ja padwiazu ciabie, raskažaš mnie ŭsieńka… — Uziaŭšy za ručku chłopčyka padyšli ŭ dwoch da drabiej, dzie koni pasłuchmiana stajali, skubučy trawu kala kalain.

— Ej, Franuk, jedźma!!! — kliknuŭ dramaŭšaha waźnika. Koniki znoŭ zatruchcieli. Da Mazalowa astałosia jašče wiorst wosiem. Duchoŭniku treba było-b pawiarnuć naprawa, kab naprastki zajechać da chaty. Nadumaŭ adnača padwiaźci chłapčuka, a adtul namanicami[5]; dyk mała i dlacimiecca, da chaty na paru pryjedzie.

Stasiuk užo aswojkaŭsia z pałochaŭšaju jaho čornaju wopratkaju. Bačyŭ z wačej swajho padarožnika, što jon dobry, błahoha na dumcy nia maje, dyk chutčej tak i dryžaŭ, kab pierakazać jamu ŭsieńka, što bačyŭ jon siańnia, prosta jazyk świarbieŭ. Dziela taho, kali tolki światar źwiarnuŭsia pytajučysia, čamu-ž heta jaho maci z chaty prahnała, ci mo’ byŭ jon niepasłuchmianym, šałahidničaŭ[6], ci byŭ lanučkaju? Stasiuk tutaka koratka, byccam ab niečym maławažnym, pierakazaŭ ab sabie, swaich złybiadach, minuŭšym žyćci, pakul byŭ tatul i što ŭ jaho nia było matki, a mačycha, što jana jaho łupcawała biazupynna, a tata dyk dobry byŭ. Kazaŭ, praŭda nia było tam zusim iłžy, što šałahidaju jon nikoli nia byŭ, usio chaty hladzieŭ, nie lanawaŭsia j pasłuchmianym byŭ. A mama kryčała na jaho najbolš za toje, što jon ptuški, drewy, kraski lubiŭ, što chacieŭ jon choć na kryšačku paŭsłuchacca homanu lasoŭ, pačuć ab čym hutarki wiaduć ptuški, usmaktać u siabie pach dy bahaćcie abrazoŭ krasak na łuhoch dy murahoch…

Hawaryŭ jon koratka, skazy płaŭna wychodzili z wusnaŭ, nichto nie skazaŭ-by, što heta toj samy chłapčuk, jaki niekalkinaccać minut nazad nia moh pajaśnić, dzie i skul jon idzie. Światar z cikaŭnaściu hladzić na jaho praz uwieś čas, dziwicca, skul takaja hutarka, skul toje bahaćcie, charastwo mowy, roznajakaść i abojm paniaćcia, pačućcio mastackaje. I dziŭna, što dahetulašniaje ŭzhadawańnie jašče ničoha ŭ hetaj dušy nie zadušyła. Prawid łunaje nad im, achoŭwaje dziela nam niawiedamych metaŭ! — padumaŭ pry kančatku, bo byŭ jon wierujučym paprostamu, chacia i ŭ knihach światych wučonym.

A Stasiuk nia spyniajučysia dawaj pierakazywać padziei siańniašniaje nočy. Tutaka hołas jahony zaŭsiody zwonki jašče zwančejčym zrabiŭsia, malujučy toj abraz, dzie bačyŭ ludziej zahnanych, abkrywaŭlenych… A z jakim zachopleńniem pakazwaŭ znoŭ byccam na žywyja malunki, jakija, maŭlaŭ, byli ŭ jaho pierad wačyma, na pieršuju dy apošniuju źjawu! Prosta hołasu jamu nie chapała, kab hawaryć tak, jak tatul z im hawaryŭ. Pačyrwanieŭ ad napružańnia, kab paŭtaryć pačatnyja słowy pieśniaŭ, jakija čuŭ. I ciapier pacichieńku sam sabie piaje, zabyŭšysia j na susieda: „Nie pahasnuć zorki ŭ niebie, pakul nieba budzie“…

Duchoŭnika, chacia siadzieŭ nie skranuŭšysia z miesca, usiaho až struswała ŭsiaredzinie… Jakaja hłybinia, źmiest pačućcia nacyjanalnaha! Skul u ich heta pačynajecca. Heta-ž jon bačyŭ usiu historyju Biełarusi, žyŭ adnačasna z jeju ŭwa ŭsich peryjadach! — Dziŭna, dalboh nia ciamlu ničoha! Heta-ž aroł, chutčej niaświedamaje arlanio, jakoje ŭ piaršyniu lataje, dy zrazu až pad samaje sonka ŭźlacieła…

— A chto tabie kazaŭ ab Biełarusi? — źwiartajecca da ścišeŭšaha chlapčuka.

— Ab Biełarusi?… ale! ale! tata kazaŭ, što była kaliś Biełaruś, ci nie — jnakš kazaŭ. Kazaŭ, što byli kaliś Biełarusy, a ciapier, kažuć, mała dzie čuwać. My ŭsie, kažuć, byli Biełarusy pa wioskach, a ciapier papytajsia ŭ kaho, dyk nichto nie akazwajecca. Woś pa miestach dyk jość Biełaruś, bo ja sam dwa razy hazetku tamaka ŭ kramie dastaŭ.

— A možaš čytać? — znoŭ pytajecca światar.

— Aj-aj! čamu nie! Jašče tata pakazwali pa knižaccy j tych hazetkach, što ŭ ich byli. A wielmi-ž strojnyja byli tam wieršy…

— Nu dyk i dobra, prychodzicimieš da mianie pa knižki da Charužaŭcaŭ. Z Mazalowa niedaloka. Papytaješsia ŭ ludziej, dzie ja žywu, i pryjmčyšsia, jak tolki budzieš mieć jakuju wolnuju časinu. I pamiataj — nie zabywajsia ab Biełarusi! A ciapier ty ŭžo pryjechaŭ. Wun, bačyš, zdalok čyrwanieje dwor. Heta Mazalowa. A kali-b drenna było tabie tam, dyk skažam matcy, kab ty byŭ u mianie. Ja tabie błahoha nie zrablu. Bywaj zdaroŭ! — I kažučy heta heta mocna pacaławaŭ u ščočku Stasiuka, jaki chacieŭ dać jamu busi ŭ ruku.

Staśka źlez z drabiej, ahlanuŭsia na woz, za jakim kurawa padniałasia, bo imhła była ŭžo čysta ščezła, a kosy sonka wysušyli rasu.

Idzie nie pałochajučysia, pačuwajučy abaroncu sabie ŭ tym świataru, što hetak łaskawa słuchaŭ jaho j hutaryŭ z im. A dumki nowyja płojmami lotajuć pa hałoŭcy, dumki ab Biełarusi, Biełarusach…

V.

Dwor nia spaŭ, kali Staśka padychodziŭ da jaho, a prynamsia častka pracoŭnaja była za rabotaju. Hnali žywinu sa spožžanak maleńkija pastuški j prapuściŭšy kala siabie stada mukajučaje j mykajučaje na ŭsieńkija mahčymyja łady, Stasiuk źwiarnuŭsia da adnaho z małych rabotnikaŭ, pytajučysia — dzie pan?

— A tabie na što pana treba?! — zaraz usie na jaho.

— Mama kazali bondy pryniaści…

— Cha! cha! cha… bondy panawi prynios. A kab ty byŭ zdaroŭ, wo škielnik jaki!… Cha! cha! cha… — j palacieli rahočačy na panadworak začyniać žywinu. A tam dawaj rapartawać dzieŭkam, što jšli karowy daić, ab chłapcu, jaki bondy prynios panawi. I praz niekalki minut dwor wiedaŭ nawinu. Pany jašče nia byli ŭstaŭšy. Za hadzinu adnačaj stary pan daznaŭsia, što pryjšoŭ da jaho niechta z bondaju j nieadkładna choča pabačycca.

Pan byŭ dobry, ništo sabie čaławiek, zatoje žonka — chaj jaje bura!

Pačuje dzie tolki prostuju, tutejšuju mowu, dyk biada, mała žyŭcom pojadam nia zjeść. Parabki ci dzieŭki z saboju na poli hukali paswojmu, kala pałacu, ci na’t na panadworku kala chlawoŭ dyk krucili jazyki, kab było papansku, bo tak staršaja pani chacieła. Było wiedama na ŭsiu kruhakolicu, što kali chto chacieŭ čym skarystać u pani, dyk treba z jeju papolsku, bo jnakš zazłuje i ničahusieńki nia zrobić. Dzieci ŭ ich usie ŭdalisia ŭ maciaru. Pachwalalisia na’t pierad tawaryšami ci tawaryškami, bo było ich troch chłapčukoŭ, dy troch dziaŭčatak, što nia tolki nikoli nie karystajucca biełaruskaju mowaju, a što na’t mała kali jaje čuli, chacia letam na wioscy žywuć.

Staśka ždaŭ dakul pan nia ŭstaŭ. Sieŭ na biarwieńniach abciasanych, što kala studni lažali, skukiarečyŭsia, pakłaŭ pobač kłumačak i dumaje, što budzie. Panoŭ jon bačуŭ, dy nie dawodziłasia hawaryć. Ci nia budzie łajacca? Chto ich wiedaje panoŭ!

Až jak-ha pan prad im, zusim nia strašny, pytajecca pa swojmu, čaho jon, znača Stasiuk, choča!

Stasiuk chutčej schapiŭsia j ničoha nia kažučy raspaścior chustačku, u jakoj byŭ jahony kłumačak z bondaju, i dastaŭšy adtul kusok z dobryja čatyry łusty padaje panawi.

— Heta mama, kazali, kab ja wam, panulku, prynios i što wy wiedacimie, pa što ja pryšoŭ.

Pan zdumieŭšysia hladzić. Nie dawodziłaś jamu dastawać ad hetkich hościaŭ dy hetkija haścincy.

— Pakładzi, pakładzi twaju bondu pakul što, a kažy mnie jak śled — jak ciabie zawuć i čaho ty chočaš.

— Mianie kličuć Stasiukom Rykociawym…

— …A twoj tata nia žywie, a tolki mama, što?!

— Ale, ale!

Ułaśnik dwara ciapier zhadaŭ, chto pryšoŭ da jaho. Była ŭ jaho ŭ miastečku niejkaja žančyna, pa mužyku Rykociaŭščycha, i prasiłasia, kab uziaŭ jaje chłapca da dwara, bo mužyk pamior, niama jak prakarmicca. Jon byŭ zhadziŭsia, bo treba było jamu padpaskaŭ.

— A karowaŭ nie pałochacimiešsia, što?

— Nia wiedaju! — adkazwaje Stasiuk.

— Nu! nu! abdužaješ, dyk budzie z ciabie nia tolki pastuch, a pastyr. Idzi da pastyra Felka, toj tabie daść chapunik, pakaža, dzie budzie waš prajadunak i dzie spacimieš. Skažy, što ja hetak zahadaŭ!

— Dziakuju, panulku!

Ułaśnik užo kranuŭsia jści, kali Stasiuk z bondaju dahnaŭ jaho j padaŭ jamu niaśmieła.

— Dawaj! dawaj! ja byů zabyŭsia. A nie — dyk lepš sam zaniasi na kuchniu j tam addaj.

— To bywajcie zdarowyja panulku!

— Idzi zdaroŭ, idzi! — kaža pan, adnačasna dumajučy, — bačyš ty jak reža pabiełarusku! Zusim nie pałochajecca. Niešta hetyja Biełarusy apošniaju paroju mocna hamaniać. Mo’ z ich što j budzie?! Što-ž, majuć swaje hazety, časopisi, knižki, kažuć što i pa škołach wučać pa swojmu. Što-ž — pa mojmu — chaj sabie budzie, tolki što byccam jany j ziamli damahajucca, jak heta kazaŭ pan Jakub, susied. Nu heta dyk užo nie! Ziamla ŭžo našaja prawam sprakawiečnym. A tak sabie j mowa biełaruskaja ništo, čamu-ž nie. Pamiataju j ja sam wiedaŭ šmat wieršaŭ biełaruskich hetaha… jak jon zawiecca… aha! aha! — Buračka, abo Marcinkiewiča! Była kaliś takaja moda ŭ studenskich hurtkoch…

…„Litwa, rodna ziamielka,
Ty maŭlaŭ zdaroŭje“…

Bačyš ty, jašče siadzić u haławie. Dyk čaho dobraha j z mianie byŭ-by Biełarus, bo j čamu nie?!

Dawoli adnača ab hetym, bo žonka pačuŭšy znoŭ zawiadzie kałatniu. Wo, biadowaja z hetaha boku žančyna, chaj jaje Boh wiedaje!

Hlanuŭšy jašče tudy siudy kala haspadarki jdzie jon na śniedańnie. Minuŭšy siency z stałoŭni pačuŭ užo hałasok žonki, jakaja na niekaha widawočna zławała, bo wiraščała kryčačy. A zhledziŭšy jaho jašče ŭ dźwiaroch:

— I ty hetamu paturaješ! Chutka ciabie na chryściny za kuma kliknuć, abo ŭ hości sialanie z wioski pryduć! Ci wy čuli niešta takoje — jon uziaŭ bondy haścinca!!! Da čaho my pryjšli!

— Što! dzie, čaho hetki homan? — ničoha nia ciamiačy — pytajecca pan.

— Ty jašče pytaješsia, što? čaho?! — a schapiŭšy bondu ad pakajoŭki, padsadziła jamu pad samyja wočy. — Heta-ž twoj haściniec, tabie jaho prynios nowy pastuch!

— Nu dyk što-ž takoha! ci-ž ty ŭpiaršyniu bačyš chleb, ci nia čuła nikoli, što heta dokaz haścinnaści našaje wioski, kali kaho-kolečy častujuć świežaju bondaju?!

A Boža-ž moj! jon nia tolki nie saromicca, a jašče pachwalicimiecca mo’, što dastaŭ mužyckaje bondy!

I pačałosia ŭ ich za tuju niaščasnuju bondu. Biada, kali žančyna wyźwiarycca. Ci razumnaha, ci durnoha choča, treba zhadzicca, jaje ani pierehawaryć, ani pierakryčać, ani joj jakija dokazy. Biada dyj tolki. Musić i ciapier mužyk ustupiŭ žoncy, chacia doŭha čuwać było hamanliwuju hutarku ŭ ich. Jaki kančatak byŭ bondy, dyk niama wiedama. A słaŭnaju jana stała na ŭsiu kruhakolicu, a ŭ dwary pamiž dzieŭkami dy parabkami tolki j była hutarka ab tym.

Stasiuk nia wiedajučy ničoha ab nahodach, jakija sustrenuli bondu, addaŭšy jaje na kuchni, šukaŭ pastyra Felku. Toj wietliwa pryniaŭ pamahalnika, daŭ chapun pałatany, što byŭ u paŭtara razy daŭžejšy za swajho nowaha haspadaryka, pakazaŭ miesca, dzie dastawacimieŭ ježu j kazaŭ, kab na dziesiatuju hadzinu byŭ žywinu wyhaniać.

— Dziadźka! a dziadźka! ci daloka da Charužaŭcaŭ? — pytajecca ŭ staroha pastyra.

— Nie, my haniajem paświć pad samaje asielišča. A tabie čaho tudy?

— Ja chacieŭ światyńki pahladzieć dy… maju patrebu swaju.

— Hetki had, a ŭžo maje patreby. Nu dobra! Pojdzieš u suboty, kali dobra hladziecimieš karoŭ, a ciapier idzi laž, a to potym was žeŭžykaŭ nia zbudzić.

Sam zatuliŭšysia adusiul kažuchom, nia hledziačy na haračaje sonka, palez pa lesach na wyški. Stasiuk pryloh śledam za im, spać adnolka-ž nia moh. Za šmat dumak hojdała im siańnia, zašmat uražańniaŭ łunała nad im. Tolki zapluščyć wočy, tak i mrojacca jamu roznyja widawoki; asabliwa dziwicca jon nito z žančyny, nito z dziaŭčyny, abo zusim stareńkaje babulki, jakija prydajucca jamu adnej i toj samaj asobaj, bo twary ich adnolkawyja, tolki hladziać jany jnakš dyj apranieny pa roznamu. Kožnaja wyhladaje na jaho, kliča rukoju, śmiajecca da jaho, a jak rastulić jon tolki wiečajki[7], dyk ich užo j niama. Udohadź jamu nijak nia prychodzić, čaho jany chočać ad jaho.

Hetak i minuła paru hadzin i pačuwaje jon, što dziadźka Felka kratajecca. Padchaplajecca chutčej da dziadźki j u dwoch iduć budzić rešnich padpaskaŭ-pastuškoŭ. Pabudziŭšy, źjeli ŭsie dobry padpałudzień. Wiasnoju pastuchi tak što j nie pałudnujuć, bo žanuć — dyk sonku da stoci daloka, haspadynia nie nawaryla, a pryhaniajuć sutunkam, kali wiačerać para. Dziela taho jany wiačerajuć i pałudnujuć adnačasna, a da žywiny dajuć im chleba ŭ torbački j syra. Biaručy chleb kumpany Stasiukowyja, a było ich troch, dawaj dračyć jaho bondaju. Chutka adnača pakinuli, bo j Staśka byŭ uspadobu dy stary dziadźka na ichnija wyščyrki wielmi skrywiŭsia. Zhodna ŭsieńkija adwiazwali z łancuhoŭ žywiołu, a potym čarodna prapuščali da warociaŭ, dzie stajaŭ pastyr z prawadyrom-buhajom, jaki wadziŭ za saboju stada. Praz piatnaccać, dwaccać minut abładzili ŭsieńka i ciapier dzie chto, ci ad zadu ci zboku, sačać, kab žywioła nie pierabłytała paradku. A chaj tolki jakaja schoča ŭstramicca dzie, pakinuŭšy rod, zaraz jaje prypyniać puhami na karotkich pužalniach.

Staśkawi nie nawina paświć. Chto z sialanskich dzietak nie chadziŭ z pužkaju ŭ ručcy, a torbaju za plačyma? U chacie jon haniaŭ swaju karoŭku, tak-sama nikoli adzin nia paświŭ, a zaŭsiody z hramadoju. Wiedaŭ jon dobra balučki pastyrskaha žyćcia, wiedaŭ adnačasna jaho nasałody. Za žywinaju bywaje para, kali možna sieści pad kustom, ptušak paŭsłuchacca, na les pahladzieć. A jamu bolš i nia treba. Šmat wymohaŭ u jaho nia było.

Pryhnaŭšy na wialikuju łahčynu, uziaŭsia chto za što. Dziadźka za lulku, chłapcy na wypieradki biehać, bo im zaŭsiody mała lotać. Stasiuk niedzie prytuliŭsia, bo zusim nia čuwać, chacia j klikali jaho hukajučy da supolnaje hulni. Žywinie-ž było najlepš. Z hetkaju prahawitaściu pačała skubści trawu, što zdajeċca prahłynuła-b doŭha nia ždučy z jeju j ziamlu.

Sonka stanuła blizu na pałudzień. Koski jahonyja padali staćma. Nia byli jany piakučymi, jak u letku, a nawywarat ciapier jany łaščacca da ŭsiaho žywoha, dyj ahułam, što istnuje ŭ našym suświecie, adnačasna-ž jany nas pieściać kwoła. Bywajuć woś takija dziańki wiaśnianyja absalutnaje suhałosnaści (harmonii) nieba j ziamli, kali jany, byccam dwaich kachankaŭ, što daŭno nia bačyliś z saboju, nia dumajuć swarycca, zabylisia ab zakidach, što majuć adno adnoj, a zabyŭšysia na ŭsieńka prahnuć siabie kožnaju časinaju, kožnaju kosačkaju soniejka, što abtulaje ich biaźmiežna-biazkoncym likam našuju ziamielku. Złučyliś z saboju, źliliś u sucelnaść adnu j mahčyma, što ŭsieńka žywoje wiedaje, ci prynamsia pačuwaje henuju suhałosnaść. Jak lohka tady hrudzi nabirajuć pawietra, jak chočacca žyć. Žyć — nia hledziačy jak, usio roŭna, kab bačyć tolki jašče takija dziańki, kab usmaktać nia tolki ŭ cieła, kroŭ hajučaści raspaŭsiudžanaj usiudy ŭ pawietry, a kab zdajecca duša jeju nabryniała, kab poŭniłaś zdabytkam u časiny lichija, kali sum, tuha abchopliwajuć, chočać raściarušyć wieru ŭ žyćcia charastwo, pieramohu dabra. Chto ich nia wiedaje, kamu źmiest tych časinaŭ tajomny?!

Stasiuk až duch prytaiŭ usłuchajučysia na melodyi, jakich nia čuwać, a ab jakich kožny wiedaje, što jany istnujuć, bo kožny ich nasałodaju kormicca. I doŭha siadzieŭ tamaka jon, amal nie da adwiačorku samoha, bo stada na dziŭ ścišnaje siańnia było. A potym prasiŭ jon dziadźki, kab pakazaŭ, dzie taja daroha — hranačka Paškoŭskaja — da Charužaŭcaŭ.

— Ź wiaršyny chwojki taje ŭbačyš i hranačku j Charužaŭcy, kali wielmi rupiać jany ciabie, — kaža pastyr, pakazujučy na wahromnistaje drewa.

Sapraŭdy było bliska zusim. Zdajecca woś-woś niedaločka biełaja światyńka ŭ huščary drewaŭ, ma być lipaŭ starych. Kryžy až pad nieba dastajuć — prydajecca Stasiuku.

Z uciechaju złazić adtul, bo wiedaje, dzie jści jamu treba, dzie knižku daduć. Z radaści chočacca z usimi hawaryć, pawiedamić usich ab ščaści swaim. Adnolka-ž razwažyŭšy nadumaŭ, što lepš nie kazać. Užo jak miecimie knižku, dyk pakaža im usim. Knižku biełaruskuju światar toj jamu daść! — Oj-la! la… la… la, dyli-dyli hoca-ca-ca… — dawaj dzyhać na miescy piajučy.

— Stasiuk — ej! Čaho duryš!… idzi žywinu pierajmaj! — kryčyć zdalok dziadźka. — Hladzi tolki piarestaha nie dračy, bo duža jon złosny, zapora rahami! Zachilaj ich da chaty — e-ej!

— Dobra! dobra! užo latu.

I zachilajučy adzadu stada pahladaŭ na piarestaha. Wialiki, praŭda, buhaj, wialikšy dy dužejšy za prawadyra. Prawadyrstwa jamu nie dawali dziela jaho złosnaści. Dawoli zhledzić jamu čyrwonuju chustačku ci chwartuch, a ŭžo rawie, lacić jak sam Lucypar i budź na kaho rahami. Inšyja sumysna dračyli, a potym chawaliś. Adzin raz niechta ŭciok na drewa. Mieŭ ščaście, što heta byŭ dub dy nie maleńki. Inakš prapaŭ-by. Bo buhaj kali pačaŭ piryć[8], kali pačaŭ piryć — ta što kara! Cełyja paleny lacieli. Ale što było heta na wiasnu, dyk chutka adzin, potym druhi roh piarestaha papadali. A łoba musić jon swajho škadawaŭ, bo haknuŭ paru razoŭ i dawoli. Ciapier nichto ab jom ničoha takoha j nie padumaŭ-by. Chodzić jak inšy skubiačy trawu.

Chutka pieraniali ŭsieńkaje stada, zahnali, paŭwiazwali ŭ chlawoch, a Stasiuk pawiačeraŭšy palez zaraz na wyški j zasnuŭ.

Hetak było štodzień. Stasiuk nia moh daždacca suboty, chacia da jaje niedaloka, bo pryšoŭ jon u sieradu ranicaju. Wiedama, zaŭsiody doŭžycca nam wielmi, kali ždžem čahości.

Pryždali j jaje. Dzianiok jak usie. A Stasiuku — maŭlaŭ świata jakoje. Pahnali paświć na tuju łahčynu, skul bačyŭ Staśka Charužaŭcy. Jon pahladaje na dziadźku, ci toj nie zabyŭsia, što heta subota siańnia, i starajecca, kab być na wačoch pastyra. Toj zaciemiŭ podstupy j chitryki chłapčuka j nia chočučy z im dračycca kaža:

— Biehaj za swaimi patrebami! Tolki chutka waročajsia nazad, bo bolš nia pušču.

— Dziakuju dziadźku! — pačuŭ užo zdalok, bo Stasiuk zajčykam padzyhaŭ kulajučysia. Kroź abmiežki, zahony paparu trapiŭ na ściežku šyrokuju, mahčyma tuju hranačku, jakoje treba jamu było. Dobrym šlacham šoŭ, bo jašče niekalki minutaŭ chadźby, a bačyć bliščatyja strechi światyni. Nikoha nia tre’ było j pytacca. Toju ściežkaju padyšoŭ da chaty światara, bo kali tolki sabaka zabrachaŭ, zaraz kroź wakno wyhlanuŭ jon sam.

— A! Arlanio maładoje pryšło, nie zabyŭsia! Nu chadzi, chadzi, toj ciućka nia ŭkusić, jon tolki haŭkaje, tak užo Boh jamu zahadaŭ. Wyšaŭšy na prysienak (hanak), uziaŭ za ručku chłapčuka j pawioŭ u swoj pakoj. Bo chacia j kazaŭ na Stasiuka Arlanio, adnača toj byŭ kryšku spuściŭšy krylla swaje.

Wielmi časta traplajecca, što sapraŭdnyja arły duchowyja bywajuć niaśmiełymi, saramiaźliwymi. Toje było z Stasiukom. Mačycha prykładam klikała jaho niedarekim, niedapiekaju, arlinaści jaho nia bačučy. Duša apranwajecca rozna — padčas roŭnaležna jdzie cieła da dušy, inšy raz byccam sumysna pryhožaja, mahutnaja duša schawana pad skromnaju bałonkaju cieła. Jak-ha, toje było z Stasiukom.

A jdučy za światarom ubačyŭ jon niešta, ad čaho mahčyma zumiecca. Usianiutańkija ścieny jak makam byli zasypany knižkami. Wialikija, małyja, čornyja, biełyja, čyrwonyja, žoŭtyja, jakija tolki nadumaješ! Usieńkija strojna, jak žaŭniery, stajać. Pamiž knižkami, što ŭ šafach susiednich, niejkaja pościłka wisić, na roznyja kolery pamalawana. Pasiaredzinie izby wialiki stoł, a na jom horby knižak.

— Božańka-ž moj, Božańka! — dumaje Stasiuk heny światar tolki knižak maje, tolki ich pieračytwaje, a jšče choča hawaryć sa mnoju! Ja-ž niwodnaje, samaje malusieńkaje nia maju!

I jašče bolš niaśmieła, z wialikšaju pašanaju, hladzić na haspadara.

— Čaho-ž ty wytałapiŭ wočy? — pytajecca toj — knižki nia kusajucca, u ich šmat razumnaha, šmat napisana ab Biełarusi.

— Ab Biełarusi?!… a dzie taja knižka ab Biełarusi, pakažycie, chaj ja hlanu — prosicca.

— Ich nie adna, a šmat. Hetaja wo wialikaja, taja, wun taja, usieńki hety radok, a potym taja ŭsieńkaja šafka. Bačyš, kolki ich! A wiedaješ, što heta takoje? — pytajecca pakazujučy na roznakalornuju pościłku.

Stasiuk machaje haławoju j ściskaje plečy, što nie.

— Heta, bačyš ty, namalawana ŭsieńkaja ziamla. A heny kusočak žoŭty-heta naša staronka Biełaruś.

— Biełaruś namalawana na pościłcy! aj-aj-aj!…

Stasiuk nia wiedaje, što j dumać užo jamu ciapier.

— Henaja pościłka, jak ty kažaš, zawiecca kartaju.

Doŭha wiali jany hutarku u dwoch. Chłapčuk i cukierkaŭ nie chacieŭ smaktać. Usio ŭsłuchoŭwaŭsia-b dy usłuchoŭwaŭsia-b. Raspluščwaŭ wočki dy dziwiŭsia na čutaje j bačanaje. Jak małanki hadzinki lacieli. Užo para j sabiracca, a chočacca papytacca ab adno, ab druhoje, dy niemahčyma.

— Chočaš iści majo ty arlanio!? Paždžy, maniŭsia knižačku ŭziać ad mianie? Pahlaniem, jakaja dobraja budzie tabie. Z henaje budzieš malicca. Jaje zwažna treba čytać. Napisana ŭ joj, jak Bohu kazaci, kali nam što treba ad Jaho, abo kali chočam addziakawać za dary biazkoncyja, što nam pasyłaje. A kali schočaš i papiajać, dyk šmat tutaka pieśniaŭ pryhožych, a Bohu ŭspadobnych.

— A wo, na tabie jašče adnu, čytacimieš jaje, kali sumna budzie na dušy, dyk pračytaŭšy, wiesialej hlanieš na świet. A henyja dźwie zaŭsiody čytaj. Sam nawučyŭšyś i śkiemiŭšy, što pišacca ŭ ich, čytaj pry druhich. Kali čaho rozum twoj nia zdužaje schapić, biažy da mianie. U dwoch mo’ chutčej ściamim. Pračytaŭšy ich, pryniasieš nazad — a ja dam tabie jašče.

A ciapier pakažy, ci ŭmiecimieš pračytać. Razharni na aby jakoj bałoncy j čytaj.

U cišynie wialikaj, što stajała na świecie, čuwać ledź-ledź tolki dryžačy hołas Stasiuka:

„Žyŭ na świecie Lawon,
Molad, dužy byŭ jon,
Tolki z wolaj i dolaj nia bačyŭsia;
Sonny sercam dušoj
Dramaŭ ŭ chacie krywoj,
A wychodziů — ślazami śled značyŭsia“.

I ŭ Stasiuka ślozki čuwać. Pieramoh ich adnača j čytaje dalej:

„Až, woś, čuje Lawon
Sa ŭsich kliki staron,
Što jon durań: žywie pa bydlačamu;
Dy j sam tut zrazumieŭ,
Što dum świetłych nia mieŭ,
Što padobien byŭ drewu chadziačamu“.

— Ale! ale! — haworyć z saboju, a potym da Stasiuka światar. — Hetak i naš narod biełaruski madzieŭ ad złybiadaŭ u biezpatolli j płakaŭ ślazami krywawymi, pakul nie pračchnuŭsia, zwaruchnuŭsia. Nia chutka pakinie jon płakać henymi ślazmi z krywi, nia chutka jašče… Adnolka-ž kaliści pierastanie j nam budzie dobra!…

A ty, Arlanio, dačytaj sam heny wierš. Nawučysia na pamiać, kab zdolaŭ biaz knižki jaho paŭtaryć. Usie tutaka wieršy ab Biełarusi, a heny woś najbolš. Nawučyŭšysia, prydzieš siudy, dyk tady ja rastłumaču, a mo’ sam daznaješsia, ab čym tutaka hutarka. Biary knižki dy imčysia da chaty, bo jašče kryčacimuć, što wałendaješsia. A ŭ dwary lepš nie pakazwaj knižak. Knižki dobryja, tolki woś ludzi bywajuć padčas błahimi.

— Bywajcie zdarowyja, Wojčańka!

— Idzi z Boham, idzi z Boham! majo ty Arlanio niadužańkaje. Padraścieš kaliś, dyk śmieła pa arlinamu budzieš dziejać, a nie dramać u chacie krywoj, jak dramali dahetul našyja Lawony.

Stasiuka daŭno niama. Pad pachaju stulna da hrudak prytuliŭ skarb swoj — šeść knižak. A ŭsie roznyja — čornaja, čyrwonieńkaja j jašče j jašče… A nad imi jon haspadarom, amal nia ŭłaśnikam.

Woś nahoda! Wo źjawišča! Ci jon, Stasiuk, dumaŭ jašče tydnia niama tamu nazad, što miecimie niešta takoje? Ciapier u jaho što dzień budzie świata, a knižak nikomu z dwornych nie pakaža, kryj Boža!

Užo łahčyna niedaloka j čutnaje mykańnie. Siudy pryšoŭšy spaścierahaje, što knižki nawierchu ŭ jaho. Pastuchi kryšku dwornyja, chacia j nie ŭ pałacy žywuć. Treba schawać. Tolki dzie?

Nia dumajučy doŭha — šuś ich zapazuchu pad saročku, pajaskom padpierazaŭsia tužej, kab jakaja nia šmirhanuła i na ŭsie łapatki da dziadźki-pastyra. Tawaryšy jahonyja zdajecca ŭžo zachilajuć žywinu da chaty.

— Wybačajcie, dziadzieńka, što spaźniŭsia.

— Ničoha, ničoha! tolki hladzi na druhi raz… Ciapier pamažy tym žeŭžykam.

Praz usiu nočku mrojacca Staśkawi roznyja źjawy. Pačatna dyk bačyŭ taho Lawona, jaki abrosšy wołaśsiam, kudłaty, lažyć u chacie kurnaj, čornaj, krywoj, kroź wokny sonka ŭ jaho nijak nie zahlanie, bo drewam zabityja. Płača Lawon, dy jak płača! Bolš jak sam Stasiuk, kali tatu chaŭturyli. Cień nad im, kažany z sowami lotajuć dy hukajuć u… hu!… u… hu… — byccam toj čaławiek hrešny, jakoha niačyściki wałakuć. A Lawon ani skraniecca. Stasiuk kryčyć jamu, što treba ŭstawać, hodzi dramać, a kliki mahutnyja sa ŭsich staron zwaruchnuli ŭ kancy Lawona. Ustaje, paciahwajecca, až kości traščać, ahladajecca pa chacie, što biada — niama jeści čaho… Płača škadujučysia, što praspaŭ šmat. Nadumaŭ adnača, što lepš parupicca, čymsia płakać.

Hety son dyk jašče ništo, ale woś potym dyk Stasiuk z pierapałochu kryčaŭ na ŭsie wyški. Bačyŭ jon, što niešta čyrwonaje lacić, lacić na jaho, a jon na ŭcieki. Čyrwonaje za im, a jon kroź čartapałoch, asot, kusty kalučyja, a jano za im dy za im, a potym kali haknie jamu štoś, dyk i palacieŭ u protchlu. A protchla — što taja trasina (dryhwa) ŭsmoktwaje hłybiej, hłybiej. Chočacca dychnuć, a niama jak — i dziela taho kryčaŭ.

Pračchnuŭsia j pierakściŭsia z pierapudu. Potym spaŭ jak kamień, ruku adnolka-ž trymajučy za pazuchaju, dzie knižki lažali.

VI.

Niadzielkaju homan wialiki ŭ dwary. Sabirajucca jechać, iści malicca ŭ światyniu. Z pałacu pajechali bryčkaju až čaćwiora. Astałosia paru z małodšych. Dziadźka-pastyr pamoh zahnać žywinu j tak sama namieryŭsia da Charužaŭcaŭ. Adychodziačy sroha zahadywaŭ, kab nia škielili, dy daloka ad karowaŭ nie siadzieli. Sam maniŭsia wiarnucca pa nabaženstwia, nia dlajučysia.

Chwali wietryku, što ledź tolki skałychnuŭ halinkami j zaraz ścišaŭ, daniaśli huki zwanoŭ. Było heta prymietaju, wiadomaju ŭsim, što zaraz adpraŭlacimiecca św. Tajnica. Stasiuk mała kali bywaŭ u światyni, čaściej mo’ pakul tata žyli. Pajmo ab usim mieŭ adnača. Wiedaŭ, što kali tolki adzwoniać na zwanicy, dyk chutčej ludcy pruć u budyninu paświačonuju. Tam pierakściŭšysia, paciary zhawaryŭšy, razhortwajuć knižački nabožnyja j čytajuć. Nielha tam ahladacca ci hutarki wiaści, treba sačyć pa knižcy i za światarom, što toj robić.

Wiedajučy toje ŭsieńka, wyabraziŭ sabie ciapieraka, što jon, jak stały chłapiec ci mužčyna, staić u światyni, dastaŭ z-za pazuchi ŭčarašni padarak i razharnuŭšy knižycu, bačyć napisana: „Biełaruski relihijny Himn“. Pierakściŭsia, jak śled i pacaławaŭšy abiedźwie bałonki staŭ malenna čytać:

„Boža, što kaliś narody
Na asobki padzialiŭ
I chacieŭ, kab narod kožny
Mowaj rodnaj hawaryŭ,
Uzhlań-ža na narod biazdolny,
Biełaruski, što k Tabie
Hołas cichi, padniawolny
U pakornaj šle malbie“.

Pačaŭšy čytać pacichieńku, što raz ćwiardzieje hałasok, až pačuli jahonyja tawaryšy wostry, mocny hołas, a adnačasna poŭny prośby, žalby chacieńnia wialikaha:

„Aświaci-ž naš rozum wieraj
I nadzieju ŭ dušu ŭli,
I ahoń lubowi ščyraj
U sercach zimnych zapali!
Daj, kab zierniatka prabudy
Załacieła ŭ kožny kut
Biełarusi, kab usiudy
Uzyšło i tam i tut.“

Pastuški, hledziacy na toje, sto Stasiuk byŭ biaz šapki, ščapiŭ ruki, byccam molačysia, — paskidali za im šapki, paskładali ručki j zwažna ŭsłuchajucca. Adnaho nia kiemiać, jak heta malicca paprostamu… Užo papytajucca jany ŭ jaho. A kab jaho! jaki chitrun chłapie — cnia tolki čytaje, a jašče j pabiełarusku.

A toj ničoha ad zadu ŭ siabie nie zaciemiŭšy, čytaje ŭ zachoplańni.

„Kab runieła, wypływała,
Krasawała, naliło
I, naśpieŭšy, ŭ tok niamała
Umałotu pryniasło.
Pamažy-ž nam Boža miły,
Prabudzicca da žyćcia,
Udziali parady, siły,
Kab nia źbilisia z pućcia.

A kali pačaŭ čytać apošniuju strofku, dyk dapraŭdańki nichto nia strywaŭ i ŭ čytajučaha j u słuchačoŭ ślozki paciakli, bo tak niejak miakka šytaŭ heta Stasiuk, prosta zaščamiła ŭ hrudziach i choć ty što. Boj słowy jakija, hlańcie:

„Dyk žywi-ž ty j krasujsia,
Naša Matka, Biełaruś,
Da krajoŭ čužych raŭnujsia,
Iści dziaciej k Tabie prymuś,
Chaj biarucca da raboty
Dom narodny budawać
I bahaciacca u cnoty,
Kab paśla im raj dastać.“

Dačytaŭšy apošniaje słowa, Stasiuk, a za im adrazu i tawaryšy, nabožna pierakścilisia, a jon dyk znoŭ pacaławaŭ bałonki abiedźwie. Niaŭwykšy čytać, dyk biedny až spacieŭ i zasopsia. Tajkom chawaje knižku j manicca dastać tuju, dzie było ab Lawonawi, bo až piače jaho smaha, kab dačytać da kanca.

— Zdajecca była taja zialonaja — šapoča z saboju. A mo’ nie? Zdajecca rychtyk taja čyrwonaja. Ale, jana. Bieražok jašče krychu zhomtany. Uściešyŭšysia wałače jaje adtul, bo zastrahła za pajasom. A pastuški źniačywieli (nispadzieŭki) i padchapiliś da jaho.

— Staśka! pakažy nam knižki!… A toj až samleŭ. Wojčańka zahadwaŭ, kab nikomu nie pakazwać z dwornych, a hetyja-ž žywuć u dwary. Što-ž heta ciapier?!

Razwažyŭ chutka, što adnača jany nia zusim dwornyja, bo hetkija-ž jak jon sam z wioski. Wojčańka biazsumliŭna dumaŭ tolki ab tych z pałacu. Supakoiŭšyś hetaju dumkaju, mienš waroža hlanuŭ na tawaryšaŭ i pawažna pytajecca ŭ zahadnym ładzie:

—·Tolki kab nichto nia wiedaŭ i nia čuŭ! Kab nikomu ani zaiknulisia wy kali-kolečy, bo niačyścik zadušyć!

Skul niačyścik na jazyk ustramiŭsia, jon nia wiedaŭ, zatoje chłopcy dali zarok, što ani komu, baćkawi z maciaraju ničahutka nia skažuć. Staśka wažna tady ŭžo nia łajučysia wywałakaje knižku z Lawonam i skazaŭšy, kab nie pierapyniali, pačaŭ:

Žyŭ na świecie Lawon,
Moład, dužy byŭ jon
Tolki z wolaj i dolaj nia bač…

........niešta schapila tutaka jaho za dychnicu, a ruka niejkaja turzanuła knižkaju.

Ale heta byŭ Stasiuk. Jon nia budzie zdradnikam Wojčańka. Jak zialeznymi abcuhami trymaje knižku, a łamianuŭšysia kolki siły napierad, pakinuŭ za saboju daloka toje, što dušyła dychnicu. Ahlanuŭšys adtul nazad, bačyć, što heta była panienka z pałacu. Taja, astaŭšysia hladzieć chaty, karystajučysia pahodaju, wyšła na spacyr. Bačyć jana, až stada pašło, chto dzie, widawočna pastuchi zasnuli. Nidzie niama ich. Złosnaja była jana wielmi, mahčyma pa maciary, ciapier dyk až kipieła. I daść užo im piercu, papamiatajuć na druhi raz!

U kustoch pačuwaje hałasy, chutčej da ich i adčyniajecca pierad jeju abrazok: adzin pastušok z knižkaju, a inšyja kala jaho ŭsłuchajucca. Dačuła j jana: „…dužy byŭ jon, tolki z wolaj i dolaj nia ba“… Nia strywała. Jak waŭčycha dryhanuła j schapiła čytajučaha, a rešnija jak dym pašli.

Ciapier i heny ŭciakaje. Jana za im. Adzadu za jeju wałačecca doŭhi, čyrwony ni to šal, ni to šalinoŭka. Dziela-ž taho, što prywiazany jon byŭ pamodnamu da šyi, dyk zdalok prydajecca byccam za jeju čyrwony wužaka.

Honiacca jany ŭ dwaich. Užo schapiła jaho za hanawički, dy nie — toj za kuścik i pašoŭ kroź rallu, dzie žywina chadziła. Rešnija pastuški zhaniajuć stada, kryčać, hamoniać, kab pakazać znača swaju achwotu, a jašče panienka dadała duchu, dyk hetki kryk pa łahčynie, što biada! bo j žywioła rykaje.

Buhaj piaresty budučy čahościka złosnym siańnia, jašče bolš razzławaŭsia, kapytami ziamlu dziare, poŭnyja wočy krywi.

Šaŭhanuŭ kala jaho Stasiuk, a za tym imčycca niešta čyrwonaje. Dawoli było ŭžo piarestamu. Na zadnich nahach zawiarnuŭ u dahonku za čyrwonaju panienkaju.

Pastuški zhledzili jaho. Kryčać: Panienačku! panienačku!… Dy dzie ich tam chto pačuŭ-by. A jana ŭžo-ŭžo schapiła Stasiuka, kali adzadu na ich byccam niejkaja hara jakaja nalacieła.

Piaresty jak haknuŭ pa ich, dyk panienku rahami naskroź, a chłapčukom braznuŭ ab korč, što toj ani ziochnuŭ! Dziaŭčynu padkinuŭ rahami wysoka, wysoka, złapaŭšy jašče raz, a potym nahami, rahami jaje ab ziamlu prytoptwaje, chacia žyćcia ŭ joj daŭno ani zwańnia.

Iz zahrudkaŭ Stasiukowych papadali knižki parazhortwanyja j koski sonka pahladajuć adnyja na pieśniu ab Lawonie, jakoje niaščasnaje Arlanio da kanca nie dačytała. Duša pakinuła biez pary cieła. Niamašaka adnaho z tych, chto mahutnymi kryllami rozumu j ducha baranili-b šmatpakutnuju swaju Baćkaŭščynu.

Kaniec.


  1. miesca na hniazdo, asabliwa na drewie, dzie siadziać busły.
  2. hawaryŭ durnoje.
  3. pryładzina, jakoju kidali kaliś kamieńni. I ciapier dzieci zabaŭlajucca imi, robiačy z hamalastyki. Papolsku kažuć — proca.
  4. pryhožaja, strojnaja.
  5. Patajnyja, błudnyja, najbolš miažawyja darožki.
  6. Wałačycca.
  7. pawieki.
  8. mocna bić.

Гэты твор знаходзіцца ў грамадскім набытку ў краінах, дзе тэрмін аховы аўтарскага права на твор складае 70 гадоў або менш.

Абразок папярэджаньня
Гэты твор не абавязкова ў грамадскім набытку ў ЗША, калі ён быў апублікаваны там цягам 1927—1964 гадоў.