Biełaruski Kalendar Swajak na 1919 hod/Złyje wočy
← Juha i Hramawik | Złyje wočy Апавяданьне Аўтар: Вацлаў Ластоўскі 1918 год |
Panščyna → |
Іншыя публікацыі гэтага твора: Злыя вочы. |
Złyje wočy.
Apawiedańnie nerwowaho čeławieka
Trudna dać wiery, ale ja saŭsim jasna pamiataju dzień swaich naradzin i pieršyje dni žyćcia majho. Uraziŭsia mnie ŭ pamiać moj tupy słuch, da katoraho dachadzili tolki silnyje huki niejkaj zbitaj, biezładaj hramadaj, i moj zrok, katory ŭjaŭlaŭ usio akružajučaje mianie na adnej płoskaści. Dom, što stajaŭ na druhoj staranie wulicy, akno praz katoraje widać było jaho, rečy i ludzi, akružaŭšyje mianie, ŭsio heto zdawałosia mnie być na adnej ad mianie adlehłaści. Mnoha treba było pieražyć dzion, pakul ja nawučyŭsia adroźniwać, što blizka i što daloka. Ale najbolej uraziłosia ŭ mozh i nerwy maje toje ŭražeńnie, jakoje ja atrymaŭ, pieršy raz atkryŭšy swaje wočy na świet Božy: u chaosie natoŭpu ŭsiakich form, — u šeraj dali, zaŭwažyŭ ja, bytcym kružyłosia niešto, čaho ja nia ŭmieŭ nazwać, ale što ŭsie maje nerwy napoŭniło biazmiernym, z ničym nia mohučym zraŭniacca, stracham, i ja pačaŭ žałasna płakać…
Maci maja była niepamierna słabaja, razbitaja žyćciom kabieta. Kab wydać mianie na świet, jaje słaby arhanizm wytužyŭ niemal usie swaje siły, dziela hetaho hrudzi jaje bywali pustyje, i ja zniemahaŭ, smokčučy ich, i ŭ kancy aboje horka płakali: ja z hoładu, a maci maja — litujučysia nadamnoj, i mabyć, nad saboj.
Na siomy dzień majho žyćcia razbudziŭsia ja, jak zazwyčaj, z hoładu i pačaŭ płakać. Maci hetyje dni była ješče słabiejšaj, čym pierš, i ŭ jaje ŭ hruhzioch było ješče mieniej kormu. Usio-ž taki jana pachiliłasia nadamnoj, i ja pieršy raz zaŭwažyů jaje, nalytyje luboŭju dobryje wočy. Ja zmoŭk, zrabiłosia mnie niejak ciopła i radasna, i, mabyć, pawitaŭ jaje dziacinnaj uśmieškaj, bo i jaje wočy śmiejalisia da mianie. Maci pachiliłasia nadamnoj, kab uziać na ruki, ale widać niazdužała padniać mianie, bo ja upaŭ na paścielku. Iznoŭ sproba padniać, i iznoŭ ja ŭdaryŭsia ab niešta ćwiordaje i pačaŭ płakać. U kancy ja taki apynuŭsia na rukach i skwapna prypaŭ da hrudziej. Doŭha smaktaů ja pustyje hrudzi, zmohšysia kidaŭ smaktać, płakaŭ i iznoŭ pryjmaŭsia za trudnuju pracu. Maci absypała mianie pacałunkami, i na moj twarok i ruki sypalisia bujnyje, haračyje ślozy. U kancy praca maja dała rezultaty: ja pačuŭ na jazyku niejki haračy płaŭ i skwapna hłytaŭ jaho. Praůda, płaŭ heny mieŭ prykry horka-salony smak, katory mnie piok u horle, ale ja ucišaŭ im swoj hoład.
Raptam maci maja niejak skałanułasia i razam sa mnoj zwaliłasia na padłohu. Choć ja i nia krepka ŭdaryŭsia, ale pieršym maim odrucham byŭ zwyčajny hołasny płač.
Pamiataju — ja wielmi doŭha i horka płakaŭ dy bačučy, što nichto nie zwiertaje na mianie uwahi, pačaŭ kala siabie aziracca, i pieršaje, što zaŭwažyŭ, była kroŭ. Čyrwonaj krywioj byli zapeckany maje ruki i twarok, a takže kašula i hrudzi majej maci. Sama jana ležała poboč mianie na ziamli takaja biełaja, biełaja, a za jej, u prastory, kružyłosia niešta, toje strašnaje, bačenaje mnoj u pieršy dzień majho žyćcia. I iznoŭ mianie aharnuŭ śmiarotny strach, i ja pačaŭ z usiej mocy swajej kryčać. Tady henaje niešta niewiadomaje, šeraje pačało zbližacca da mianie. I ja čuů jak u maich žyłach ledzianieła kroŭ i jak torhałosia ŭ hrudziach serce. A šeraja maša stanuła pry mnie i pačała nachinacca nadamnoj, i tady ja ŭhledziů i zapamiataŭ na ŭsio swajo žyćcio dwoje stalowa-šerych złych wačej. Nia wiedaju, što sa mnoj stałosia-b, kab u hety moment nie pryjšli ludzi, katoryje padniali, nakarmili i supakoili mianie i ŭłažyli ů paściel maju maci.
Paśla hetaho, ja zaŭsiody pačynaŭ z usiej mocy kryčać, kali ŭspaminalisia mnie henych dwoje wačej. Časam, bywało, razbudžusia ja siarod nočy, i mnie ŭspomniacca tyje złyje wočy, i ja sa stracham pačynaju kidacca pa paścieli, jak nieprytomny. Maci zapalić światło, paŭstajuć usie ŭ chaci, a ja kryču i niedajusia ŭziać na ruki, bo mnie strašna, strašna… I tolki abiazsileŭšy at płaču ja zasypaŭ i zabywaŭsia ab mučyŭšym mianie strachu.
Kali padros i pačaů razumieć sens apawiedanych mnie kazak, to ŭsich strašnych kazačnych asob: i Juhu Babu s kaścianoj nahoj, i dziewasnobaŭ pierakinutych u waŭkałakoŭ, i siamihałowaho źmieja ja zaŭsiody ujaŭlaů sabie s šerymi tymi strašennymi wačami i, kładučysia spać, chawaŭ swaju haławu pad padušku.
Kali ja wyras, to taksama bajaŭsia tych strašnych wačej. Mnie zdawałosia zaůsiody, što ja ich niedzie pawinien sustrecić, i tady ŭ žyćci maim nastupić niejki kruty i strašny pawarot. Na ludnych sabrańniach, na balach i ŭ taŭpie na wulicy ja zaziraŭ usim u wočy i s trepietam u dušy čekaŭ, što — wo, wo — ŭbaču ich i stanu na kraju niejkaj propaści, na parozie niečaho strašnaho, niewiadomaho. Heto samaje dziejałosia sa mnoj, kali ja pierehladaŭ galeryi abrazoŭ i ilustrawanyje knižki. Ja nabiraŭ z roznych bibliotek cełyje hrudy knižak i, pierahortywajučy, z zatajenym u dušy stracham, šukaů tych wačej, ale daremna.
Raz, prachodziačy taŭkučym rynkam, ubačyŭ ja na dźwierach adnej lichoj kramy niewialički, malewany na pałatnie, partret maładoj kabiety. Adzieta jana była u błakitny atłasowy chałat i apajasana toŭstym šaŭkowym šnurom z błakitnymi kutasami. Za šnurkom, z lewaj starany, była zatknuta kraska čyrwonaho hwoździka. Ja zaŭsiody ličyŭ nacyonalnaj biełaruskaj kraskaj čyrwonyje hwoździki i dziela hetaho kupiŭ toj partret. Kali, pryjšoŭšy damoŭ, ja pawiesiŭ na ścianie partret i ŭhledziŭsia ŭ twar nieznajomaj krasuni, to zamior ad strachu: z rumianaho, maładoha twaryka, akruženaho charaktrernymi ločkami časoŭ Napoleona I, — na mianie hladzieło para złych šerych wačej. Tych samych šerych wačej, katorych ja šukaŭ i bajaŭsia.
I ja sarwaŭ sa ściany partret, abliŭ benzynaj i, padpaliůšy, kinuŭ u pieč.
Była tady 8-ja hadzina wiečara.
A nazaŭtraje ranicaj, a 11-aj hadzinie, mnie padali telehramu, što maci maja ŭčora a hadzinie 8-aj addała Bohu dušu swaju…
Ažaniŭšysia, ja pryzabyů krychu trapiůšyje mianie złyje wočy, bo najbolej zaziraŭ u wočy swajej kachanaj žonki. Na trejci hod pažyćcia Boh nadzialiŭ nas synam, i my lepšyje dni našaho žyćcia prawodzili kala jaho kałysački. Było jamu užo 8 miesiacoů, jak zachwareů jon na brušny tytus. My z žonkaj z zatajonym ducham u hrudziach pačarodzi siadzieli dzień i noč nad kałyskaj, uhledajučysia, jak jon zmahaůsia sa śmierćiu. U krytyčnuju noč kryzysu chwaroby ja siadzieŭ pry kałyscy. Biazsonnyje nočy, napiatyje daŭžejšy čas nerwy razam złažylisia na toje, što ja zadremaŭ, siedziučy. Zbudziŭ mianie niejki ildzista ściudziony wieŭ i šelest. Ja rasplusnuŭ wočy i ŭbačyŭ, jak ad kałyski majho dziciaci adchodzić niejkaja ů čorna adzietaja, strojnaja, wysokaja kabieta. Dajšoŭšy da dźwiarej, jana ahlanułasia praz plačo na mianie, i ja paznaŭ jaje… To była taja samaja maładaja asoba sa spalenaho mnoj partretu. Ja ŭskočyů na roŭnyje nohi i kinuůsia da dźwiarej, a paśla ŭ ciomny pakoj, kudy jana pajšła, ale nidzie nie znajšoů nikoha. Wiarnuůsia ja nazad i, kirawany błahim pračućciem, kinuůsia da kałyski, ale dziacio ŭ jej spało krepkim snom, paśla doůhich dzion, pieršy raz, roŭna addychajučy.
Nazaŭtraje kryzys chwaroby minuŭ, i dziacio chutka pačało papraŭlacca.
Ad hetaho času kožnuju maju nieŭdaču, kožnaje majo nieščaście papieradžaŭ son, u jakim ja u tej ci inšaj kombinacii bačyů henyje złyje wočy i, što dziŭniejšaje, na druhi dzień, zazwyčaj, ja bačyů ŭ swaich ułasnych wačach charakternyje złyje bleski, i strašna rabiłosia mnie siabie samoha. Ale nad usio horšaja taja peŭnaść, što raniej-paźniej ja pawinien sustrecić u swaim žyćci žywoha čeławieka z hetkimi wačami, i, wiedaju što mnie treba budzie z im razam žyć. Ješče bolej: ja znaju ůžo hetaho čeławieka, sustrečajusia i hawaru z im, ale bajusia hlanuć u jaho wočy. Ja ješče nie bačyŭ ich i pakul nie bačyŭ ich — jon nie maje nadamnoj siły, ale s taho momentu, kali ja hlanu jamu ŭ wočy — ja prapaŭ…
Ja niekolki razoŭ uciekaŭ ad jaho ŭ dalokije harady, i zaŭsiody jon za mnoj traplaŭ tudy-ž, znachodziŭ i serdečna witaŭ mianie, pakul ja ŭ kancy nie straciů nadziei pazbycca jaho.
Nia wiercie mnie. Ja thu wam, kažučy: „jon“, „jaho“, bo podły strach nie pazwalaje skazać mnie, što heto „jana“, jana, taja sa spalenaho mnoj partretu. Što wiečar jana siadzić pry mnie s čyrwonym hwoździkam u rukach i kaže mnie ab swaim kachańni, i ŭ hołasie jaje čuwać slozy. Jana płače, što ja ůnikaju jaje, i nazywaje mianie pieściwymi imionami, a ja dryžu sa strachu, chawaju wočy swaje, i pieradamnoj žywoj ujawaj staić dzień maich naradzin, i baču kroŭ na hrudzioch swajej maci i kroŭ u horli swaim i, hruba atpichajučy jaje at siabie, ŭciekaju, wiedajučy, što jana iznoŭ pryjdzie i budzie nazywać mianie pieściwymi imionami, budzie karycca pieradamnoj i płakać!..
Bože, pašli mnie moc i siłu!