Маладая Беларусь (альманах)/2/Prywid

IV. Ucioki Kapylskaho kniazia Symona Prywid
Апавяданьне
Аўтар: Вацлаў Ластоўскі
1912 год
„Siabra z kaŭbasaj“
Іншыя публікацыі гэтага твора: Прывід (Ластоўскі).

Спампаваць тэкст у фармаце EPUB Спампаваць тэкст у фармаце RTF Спампаваць тэкст у фармаце PDF Прапануем да спампаваньня!




PRYWID.


Ihnat leżaŭ na piečy i dumaŭ ab swajej pahanaj doli. U chacie było ciomna, żonka i dzieci spali. Dumaŭ Ihnat ab ludzkich dastatkach i ŭsiej dušoj pażedaŭ ich sabie. Aż tut raptam razstupilisia ścieny i światło zaliło chatu. Ihnat pačaŭ uhledacca, asioż z daloku, na biełaj chmarcy pływie da jaho niejkaja pania. Ihnatu ŭsio heta duża dziŭnym zdałosia i jon zaniamieŭ. A tymčasam zdańnie prypłyło da samaho čerena i stanuło. Ciapier Ihnat zblizka akuratna razhledziŭ, što heto hreckaja bahinia, jakuju nidaŭna bačyŭ narysawanuju u niejkaj knizie, tolki čysta zabyŭsia, jak zwuć jaje. Na haławie bahinia mieła załaty wianočak, adnej rukoj prydzierżywała bahatuju swaju opratku, zusim niepadobnuju da našaj, a u druhoj mieła hramadny roh, poŭny hrošy, darahich kamieńniaŭ i ŭsielakaho bahaćcia. Ihnatu zrabiłosia strašna, ale maŭčaŭ i żdaŭ, što dalej budzie.

Bahinia łaskawa uśmichnułasia da Ihnata i pawitała jaho hetkimi sławami.

— Witaj, Ihnat, na ziamli pradziedoŭ twaich! Ty dumaŭ aba mnie i ja woś prychodżu, kab nadzialić ciabie ŭsielakim bahaćciem. Chaču zrabić heto praz pamiać na twaich pradziedoŭ, katorych niekaliś-to ja znała. Daŭno było heta… Baču, u was ciapier tut kraj hoły, a kali ja tut bywała z swaimi ludźmi, mnoha użo sot let tamu nazad, bary tut, lasy šumieli. Našy ludzi pryjeżdżali da was na karablach i łodkach pa darahi burštyn, babrowyje, kuničyje i sabolije skury; na zamien jany prywozili wam bronzawaje arużże i lityje prykrasy, malewanyje urny i rezanyje figurki, katoryje wašy ludzi staralisia padrablać; nieskładna išło im, ale piererablali usio na swoj sposab. Zdolny narod byŭ, pradziedy wašy. Ich rabota spierša była hrubaja ale mieła u sabie začatki aryhinalnaj krasy. Wy ciapier niedzie papiaredzili swaich wučycieloŭ; wašy majstry niedzie daŭno ŭżo wytwaryli swaju štuku? Ciapier może użo wašy kupcy woziać inšym narodam na prykrasu swaje wyraby, kab pramieniać ich na załaty piasok… Ci tak? — uśmichajučysia spytała bahinia.

Ihnat maŭčaŭ ničoha nie razumiejučy z hetaj hutarki, Bahinia niedażdaŭšysia adkazu dalej ciahnuła.

— Daŭnyje časy heto, ach, daŭnyje… Tady u was tut dzič była, našy ludzi prymusili pierajści z kamiennaho da bronzawaho wieku. Praŭda, rabili jany heto nie dziela was, ale kab samim razbahacieć na darahich wašych tawarach, kab na staraść żyć u bahactwie, pić wino z załatych krużak na łożach z słanowaj kości, za siarebrenymi stałami, sierod panadnych dzieŭčat, pry tonach harfy… Dzieŭčaty wašy sławilisia krasoj; doraha płacili za ich u Afrycy. Dyk našy ludzi krali dzieŭčat wašych. Jany zamanywali ich na bierahi rek, raskładajučy ŭzdoŭż biereha roznyje ubory i darahije samatkany, i kali dzieŭčaty wašy prychodzili paŭziraeca na dziwy hetyje, sami adny, biez mużčyn, to našy ludzi chapali ich i, nie zważajučy na kryki, wiazali i chawali na dno łodak, ličučy ŭ dumkach, kolki załatych kolec woźmuć za ich u Jehipcie.

Pośle wašy staršyny i muży piereniali zbytkoŭnaje żyćcio ad Skifoŭ i našy ludzi pačali dastaŭlać wam zbytkoŭnyje tawary: miro i ładan, darahije kamieńnia i bisier, čornaje drewo i słanowuju kość. A ŭżo i ŭ narodzie pačała budzicca duša. Wašy dzieŭčaty i chłopcy tancawali dziŭnyje, rytmičnyje tancy na ihryščach, katoryje ustraiwali sabie pad hołym niebam, nad rakoj ci wozieram; — wašy ślapcy-lirniki składali bahatyrskije pieśni i raśpiewali ich na tryznach, i wajennych bankietach. Ale heta byŭ začatak. Na ciapierešnich ihryščach peŭna dzieŭčaty wašy piajuć i tancujuć, jak muzy, a wašy lirniki swaimi kazkami bahoŭ abwarażyć mohuć? — Pytała bahinia.

Ihnat šyroka raskryŭšy wočy maŭčaŭ i… nierazumieŭ ničoha. A bahinia dalej kazała:

— O, pomniu hety świetławałosy narod: muży, jak duby usie, wysokije, strojnyje, a hordaści skolki było u świetłych wačach ichnich. Błahi tawar z ich byŭ na niawolnikoŭ: zapradanyje ŭ niawolu umirali moŭča, bo nieważylisia pachilić hałoŭ swaich piered čużoj wolaj… Wašy pradziedy wolu lubili, umirali pazbaŭlenyje woli z imieniem rodu swajho i ziamli swajej na wustach… Niešta z biazśmiertnych bahoŭ było ŭ pastawie i wačach pradziedoŭ wašych…

Bahinia zadumałasia, a pośle bystra zirnuŭšy na Ihnata ŭżo inšym tonam pytała.

— Ale čamu-ż heto, waše, patuplaješ swaje wočy?

Ihnat razumieŭ, što tut wypadaje niešta atkazać, ale niamoh dadabrać słowa. S pierepałochu laskaŭ zubami i taptaŭsia na mieści.

Bahinia zmoŭkła z niawieraj uhledajučysia na Ihnata. Toj čuchaŭsia u patylicy i ŭsio ješče siliŭsia na atkaz.

— Dziŭnaje stwareńnie!… Ale paturbujsia waše s piečy zleźci! — Kryknuła bahinia, znać, zazławaŭšysia.

Ihnat pasłušna ssunuŭsia s piečy i zhorbleny pamknuŭsia da bahini kab pacaławać u ruku jej. Ale bahinia, jak aparenaja atskočyła u bok. I zdziwawanaja i złosnaja kryčała na ŭwieś hołas:

— Chto heta?! što heta?! Chto ty? O čeławieče, chto ty taki?!…

Ihnat čysta zbiŭsia s pantałyku. Maŭčaŭ.

Dy chto ty taki, čeławieče, jak rod i plemia twaje zawucca?

— Chto ty?!

— Ja, ja… stahnaŭ Ihnat — tutejšy…

Bahinia z dziwu ażno aniamieła. A pośle zmiarkawaŭšy pačała na ŭwieś hołas śmiejacca.

Niawiedaje, biedny, jak nazwać siabie… Abywatel nie znaje plemieni — rodu swajho; nieznaje nazowy ziamli rodnaj, katoraja uzraściła jaho, u katoraj złożeny kości baćkoŭ i dziadoŭ… Cha… cha…

— …A-tki heto patomak tych poŭbahoŭ, poŭherkulesoŭ… Taki sam wus bielawy, takije samyje wočy; tolki ŭ wačach nia hordaść, ale rabstwo, niawolnictwo praziraje, nie adwaha i śmiełaść, a strach u hetaj usiej chwigury, hatowaj zaŭsiody da pakłonu… Boże moj, kolki rabstwa!…

— Nie, čeławieče, lišnie mnoha ŭ tabie rabskaho… Niehrycianski niawolnik, bolš zachawaŭ u sabie hordaści, čym u ciabie, čeławieče, astałosia… Baču, jak praz doŭhije wieki pohlad twoj pluhawiŭsia pakoraj, haława pakłonami, wusny lizańniem ruk niačystych… Niawola zatumaniła pamiać twaju; zabyŭsia ty ludzkoj nazowy swajej i hetym scior ty z lica swajho znamia ludzkoje… Nie, čeławieče, skarby maje razsyplu piered taboj tolki tady, jak ty prypomniš imia ludzkoje swajo, kali prabudzica ŭ tabie adwaha i hordaść… A ciapier, bywaj zdaroŭ! —

I bahinia sieŭšy na chmarku addalilasia, a ŭ toj čas ŭ chacie syšlisia scieny i zrabiłosia ciomna. Ihnat, pastajaŭšy krychu paskrebaŭ z adnej i z druhoj starany haławu, splunuŭ i ŭzlezšy na pieč iznoŭ zasnuŭ.

Wilnia 20/VII 1910.

Włast.